W ostatnim roku miał co najmniej kilka ciągów alkoholowych. W trakcie każdego z nich przyrzekał sobie, że już nigdy więcej się nie napiję, ale... nałóg każdorazowo okazywał się silniejszy. Dziś wspomina, jak po każdym ciągu alkoholowym obiecywał żonie i córkom, że nie będzie pił i jak wytworzyła się u niego „alkoholowa godzina”.
- Rozwój mojego uzależnienia od alkoholu przebiegał stopniowo. Trwało to przez długie lata, zanim stanąłem „pod ścianą”. Swoje pierwsze kontakty z alkoholem pamiętam jak przez mgłę. Było to bardzo dawno temu. Miałem wtedy około 17 lat – wspomina Andrzej, zdecydował się opowiadzieć nam o swoim nałogu.
„Pamiętam, że alkohol za młodu dodawał mi wtedy odwagi, czułem się lepiej, byłem bardziej rozmowny i w lepszym humorze. Moja wytrzymałość na różnego rodzaju napięcia zaczęła się obniżać w wojsku. Już wtedy lubiłem się napić z kolegami. Okazje pojawiały się same. Natomiast po ślubie, gdy już byłem około 30-tki zacząłem ukrywać się z piciem. W tamtym okresie dosyć często „urywał mu się film”, ale zaraz potem szukałem okazji do picia. Idealnym momentem były dla mnie wypady na ryby z kolegami, czy koniec miesiąca, kiedy dostawałem wypłatę. Niepokój o to, czy nie zabraknie alkoholu w czasie picia zaczął się pojawiać tak samo często, jak często i regularnie upijałem się.
Około 40-tki, po utracie pracy, pojawiła się u mnie łapczywość na alkohol. Na wszelkich spotkaniach towarzyskich to ja byłem pierwszy do polewania i ponaglania wszystkich, by pili kolejne toasty. Od zawsze jak tylko pamiętam, alkohol był dla mnie ulgą w różnego rodzaju trudnych sytuacjach. Poczucia winy z powodu picia nie miałem przez bardzo długi czas. Pojawiło się ono dopiero stosunkowo niedawno. Może kilka miesięcy temu. Dopiero wraz z nim zrozumiałem, jak bardzo psychicznie wykańczałem moją rodzinę, a zwłaszcza żonę. Uświadomiłem sobie także, że przez ostatnie lata zaniedbywałem swoje obowiązki rodzinne, ale nawet nie pamiętam kiedy dokładnie się to zaczęło. Wiem, że najbliżsi zawsze, od samego początku jak zacząłem więcej pić, starali się mi w tym przeszkadzać.
Przez kilkuletnie prawie codzienne wieczorne picie piwa wytworzył się we mnie „zegar biologiczny” z zaprogramowaną „godzina alkoholową” . Praktycznie każdego wieczoru, gdy zbliżała się 19 stawałem się rozdrażniony, odczuwałem niepokój i nie potrafiłem się skupić na niczym. Myślałem tylko o wyjściu na piwo. W rezultacie wychodziłem i wypijałem kilka piw. Przymus picia odczuwałem zawsze po kilku dniach z alkoholem.
Bywało tak, że planowałem wypić tylko kilka małych kieliszków, ale po każdym z nich narastała we mnie chęć na picie i w rezultacie upijałem się. Po każdym piciu wracałem do domu bardzo, mimo że zwykle planowałem inaczej. Wielokrotnie też nie dotrzymywałem terminu rozpoczęcia pracy z powodu kaca.
Wszystkie objawy abstynencyjne, oprócz majaczenia, występowały u mnie po każdym kilkudniowym piciu. Wtedy miałem nieodpartą potrzebę wypicia alkoholu i to robiłem. Gdy miałem alkohol w domu, nawet nigdzie nie wychodziłem – piłem sam. Gdy alkoholu nie było lub gdy mi domownicy schowali – wychodziłem. To że nie miałem pieniędzy, nie miało znaczenia. Moje ciągi kończyły się dopiero wtedy , gdy już kompletnie nie miałem siły.
Po każdym ciągu miałem dużo dolegliwości abstynencyjnych, dlatego też robiłem przerwy dla poprawy zdrowia. „Picie” niepokoiło mnie przeważnie w nocy, gdy nie mogłem spać. Wtedy zwykle łomotało mi serce i było mi raz zimno raz gorąco. Myślałem wtedy, że się wykańczam i obiecywałem sobie, że się więcej nie napiję. Ale rano znowu było to samo. Coraz częściej miałem poczucie pustki i beznadziei. Po latach picia stałem się zupełnie innym człowiekiem. Nie byłem już tak konsekwentny w dążeniu do celu, nie zależało mi na pracy, na dorobieniu się czegoś, stałem się mniej dokładny. Wiele rzeczy przestało mnie interesować. Pogorszyła się również moja sprawność intelektualna i relacje z innymi ludźmi. Dobrze dogadywałem się tylko z tymi, którzy pili tak jak ja. Miewałem także myśli samobójcze, ale nigdy nie próbowałem targnąć się na swoje życie.
Teraz wiem, jak wiele lat swojego życia zmarnowałem na picie. Dotarło do mnie, że większość życia już poza mną, ale te dni, które mi jeszcze zostały zamierzam wykorzystać najpełniej jak się da. Chcę spędzać czas z moimi wnukami i cieszyć się tym, że je mam. Chciałbym im zaoferować to, czego moje dzieci chyba nigdy nie doświadczyły ode mnie, jako swojego ojca…”
Fundacja na Rzecz Promowania Zdrowia, Sportu i Talentów Salus Et Facultas w ramach: Przeciwdziałania uzależnieniom i patologiom społecznym proponuje edukację publiczną z zakresu przeciwdziałania uzależnieniom w formie serii artykułów publikowanych na stronie Radom24.pl.
Projekt współfinansowany ze środków Gminy Miasta Radomia.