Tradycyjnie wchodząc do aresztu siatkarze musieli się wyzbyć przedmiotów, mogących zaniepokoić strażników i … uradować więźniów. - Spotkanie ze skazanymi odbyło się w ramach spotkań ze sportowcami w związku z odbywającym się programem resocjalizacyjnym, który przygotowali wychowawcy – poinformował mł. chor Marcin Burkiewicz. Kilkunastu skazanych, wśród których dominowali sympatycy Radomiaka, dowiedziało się jak wiedzie się w ligowej rywalizacji siatkarzom. Obejrzało kilkunastu minutowy film dotyczący historii radomskiego klubu.
Nawiasem mówić tak osadzeni, jak i funkcjonariusze radomskiego aresztu okazali się być bardzo dobrze zorientowani w temacie. Wielkim fanem sportu okazał się ppłk Sławomir Grzyb. Jego wiedza nie jest przypadkowa. – Jestem stałym uczestnikiem meczów w hali przy ul. Narutowicza - przyznał dyrektor Aresztu Śledczego w Radomiu.
Tradycyjnie nie zabrakło rywalizacji sportowej. Goście zagrali mecz z reprezentacją osadzonych. Zmierzyli się z drużyną funkcjonariuszy radomskiego aresztu. – To zespół przygotowujący się do eliminacji mistrzostw Polski – zdradził ppłk Sławomir Grzyb. W obu przypadkach wyższość ligowców nie podlegała dyskusji. Przyznać trzeba, że zwłaszcza pierwszy set z funkcjonariuszami, zakończony na przewagi, miał bardzo zacięty i wyrównany przebieg. Gospodarze zadbali o najdrobniejsze szczegółowy przedpołudniowej wizyty. Siatkarze w ramach treningu mogli skorzystać nawet z siłowni, aby nie tracić jednostki, którą tego dnia mieli zaplanowaną w hali Miejskiego Ośrodka Sportu i Rekreacji.
W ramach spotkania odbyli kilkuminutowy obchód po jednostce. Zwiedzili m.in. pomieszczenia wizyt, pokoje wychowawców, kaplicę, bibliotekę. Mieli okazję obejrzenia (przez wizjer) zamieszkałej celi, a nawet wejść do takiej samej, ale pustej. Zajrzeli nawet na spacerniak, który ku ich zdumieniu okazał się wielkości najwyżej kilku pokoi (funkcjonariusze zapewniali, że to jeden z większych w Polsce!). Kraty dzielące poszczególne oddziały i pomieszczenia przed i za siatkarzami otwierano wielokrotnie. Za zakończenie zaproszeni zostali na smaczną zbójnicką grochówkę.
Poza Marcinem Kocikiem, który miał okazję gościć na Wolanowskiej, przy okazji podobnego spotkania, gdy „starą” drużynę Czarnych prowadził Edward Skorek, dla pozostałych zawodników była to pierwsza wizyta za murami aresztu. – Dla osób z zewnątrz, przekroczenie murów takiego obiektu to spore przeżycie i na pewno jedno z najbardziej niesamowitych przeżyć w życiu – podsumował Robert Prygiel.