Znamy czwórkę półfinalistów Euro 2012. Dla mnie oczekiwaną, bowiem awans Portugalii, Niemiec, Hiszpanii i Włoch przewidziałem bezbłędnie. Nie oznacza to jednak, że w ćwierćfinałach nie było emocji – wręcz przeciwnie ostatni mecz był prawdziwą wisienką na torcie. Zawiódł mnie nieco pojedynek Hiszpanii z Francją, to znaczy zawiedli mnie Francuzi, bo choć ich zwycięstwa nie obstawiałem, nie przypuszczałem, że zagrają tak słabo i bezbarwnie. Konflikty w drużynie bardzo widoczne były na boisku, a przecież ta drużyna personalnie miała naprawdę spory potencjał.
Nie wiem czemu wcześniej mało kto stawiał na Włochów. To, że tam wybuchła afera korupcyjna nie miało nic do rzeczy. Zamieszany w nią zaś w jakiś sposób bramkarz Buffon okazał się głównym aktorem niedzielnego pojedynku. I dalej też na pewno tanio skóry nie sprzedadzą.
W półfinałach najpierw zobaczymy derby Półwyspu Iberyjskiego. Hiszpania jest faworytem w meczu z Portugalią, ale czy na pewno? CR 7 rozkręca się coraz bardziej, a styl gry Hiszpanów oparty na tzw. futbolu totalnym wymyślonym w latach 70 ubiegłego wieku przez holenderskiego trenera Rinusa Michelsa (wszyscy się bronią i wszyscy atakują) jest już dokładnie analizowany przez sztab rywali. Przy nienagannej technice obydwu drużyn będzie tu chyba decydowała tzw. dyspozycja dnia.
W drugim półfinale sytuacja tylko pozornie wydaje się być jasna. Pewnie, że faworytami będą Niemcy, ale Włosi grają z meczu na mecz lepiej, a ponadto oni nie mają zbyt wielkiego obciążenia psychicznego, bo na nich prawie nikt nie stawiał. Nawet sami kibice tej drużyny marzyli praktycznie o wyjściu z grupy, co ich pupile uczynili, przypomnę, nie doznając porażki.
Teoretycznie więc w finale powinny zmierzyć się Niemcy z Hiszpanią, ale futbol tylko czasami bywa przewidywalny. Wcale nie jest niemożliwe, aby Portugalia zagrała w nim z Włochami. Dwa dni wolnego od futbolu pozwolą nam nieco ochłonąć z emocji, które ze zdwojoną siłą powrócą zapewne już w środę.