Pierwszy mecz Euro 2012. Remis z Grekami euforii wśród kibiców raczej nie wzbudził, ale chyba warto postawić sobie pytanie, czy balon z oczekiwaniami nie został nadmuchany zbyt mocno? Zapomnieliśmy trochę, że Grecja ma według rankingu FIFA 15. zespół na świecie, my zaś dopiero 62. W rankingi można oczywiście wierzyć lub nie, ale te piłkarskie są przecież układane w oparciu o wyniki uzyskiwane przez poszczególne zespoły.
Nie oznacza to oczywiście, że nie mogliśmy tego meczu wygrać, a wręcz przeciwnie. Gdyby mecz trwał 90 minut non stop bez żadnej przerwy to chyba biało-czerwoni zeszliby z boiska jako zwycięzcy. Polskę z pierwszej części meczu chciałoby się oglądać częściej, a tylko brak skuteczności spowodował, że Grecy nie dźwigali po niej bagażu z trzema golami.
Nie wiem jednak, co powiedział swoim podopiecznym po pierwszych 45 minutach w szatni trener Franciszek Smuda, ale patrząc na grę Polaków w drugiej połowie, nie było to chyba nic budującego i kreatywnego. Bo zamiast kolejnych goli musieliśmy drżeć o wynik, mimo, że graliśmy już (od 44 minuty) w jedenastu na dziesięciu. Gdyby arbiter uznał gola dla Greków, gwizdnął ?jedenastkę? po ręce Perquisa, a Przemysław Tytoń nie obronił karnego, to piłkarskie święto zamieniłoby się w prawdziwą demolkę i klęskę naszej drużyny.
W ogóle w drugiej połowie Smuda przypominał raczej bardziej dziecko we mgle, niż szkoleniowca drużyny współgospodarzy Euro 2012, a już próba wprowadzenia Grosickiego na boisko w 93 minucie była puentą dla jego nieporadności. Tyle, że pewność siebie to dobra rzecz, dawkowana jednak z umiarem, bo gdy jest ona przesadna, to może skończyć się tak, jak w przypadku bramkarza Szczęsnego. Nie dość, że był współudziałowcem przy stracie bramki, to jak dziecko kopnął w wystawioną nogę starego boiskowego cwaniaka Salpingidisa, za co oberwał "czerwień" i zarobił dla naszego zespołu karniaka. Dzisiaj był to więc raczej Wojtek Nieszczęsny.
Co czeka nas więc dalej? Jedną zmianę w składzie wymusiło życie, w bramce w meczu z Rosją stanie zamiast Szczęsnego stanie Tytoń, a ten pierwszy będzie miał czas na refleksję nad sobą i czas na to, aby spuścić z siebie trochę powietrza. Bo talent bezsprzecznie ma, ale już niejeden utalentowany piłkarz skończył marnie, gdy odbijała mu woda sodowa.
Gorzej jest z obroną ? można krytykować Boenischa czy Perquisa, ale na naszej ławce wcale nie siedzą lepsi zmiennicy. Sprawa jest więc bardzo czytelna, trzeba zwyczajnie grać piłką z przodu, jak w pierwszej połowie meczu z Grecją, nie zaś liczyć na fartowną kontrę.
Z grupy wychodzą dwie drużyny, remis nie zamyka nam więc dalszej drogi. Ba, turniej rządzi się swoimi prawami i czasami taki sobie początek może stanowić uwerturę do całkiem przyjemnych chwil. Trzeba się więc po tym remisie szybko otrząsnąć i uwierzyć, że możemy. Musi w tym pomóc piłkarzom trener Smuda, muszą też mocno ich wesprzeć kibice, ale przede wszystkim jeśli nie zmobilizują się sami zawodnicy, to po rozgrywkach grupowych będziemy dopingować już tylko inne drużyny.
PS: Nie wiem jak Państwo, ale ja odniosłem wrażenie, że na boisku były dwa nasze zespoły. Jeden złożony z ?prawdziwych? Polaków, drugi z ?legii cudzoziemskiej? Boenischa, Polańskiego, Perquisa i Obraniaka. Czyżby tu tkwił problem?