Miasto od prawie dwóch lat zastanawia się, jak ukrócić radosną twórczość reklamową i choćby ograniczyć pstrokaciznę szyldów na każdym niemal budynku. Z jednej strony prywatnym właścicielom obiektów, jak twierdzą niektórzy, nie można zakazać wieszania kolorowych banerów, z drugiej – wiele osób razi nachalna, krzykliwa reklama, która w żaden sposób nie pasuje do charakteru budynku. Najpierw była mowa o stworzeniu regulaminu, w którym zapisane zostałyby zasady wieszania reklam i banerów, ale okazało się, że możliwości samorządu w tym względzie mocno ogranicza właśnie prawo własności.
W opinii Społecznego Komitetu Ratowania Zabytków Radomia niepotrzebne jest żadne dodatkowe praw miejscowe w tym względzie. Wystarczy, by miejskie służby energicznie egzekwowały zapisy miejscowych planów zagospodarowania przestrzennego. W takim dokumencie umieszcza się bowiem nakazy i zakazy dotyczące także reklam, szyldów i znaków – ich wygląd trzeba uzgadniać z magistratem. Nie mogą ograniczać widoczności, ale także zasłaniać detali architektonicznych budynków i balkonów. W planie można zapisać, jaką reklama może mieć maksymalną wysokość i szerokość, a także ustalić zasadę, że baner wywiesza tylko firma, która w danym budynku ma siedzibę, i przysługuje jej jedna reklama.
Egzekwowaniem zapisów planów miejscowych powinna się zająć straż miejska, tymczasem nikt tego nie robi – twierdzi Aleksander Sawicki, przewodniczący SKRZR. - Wystarczy wziąć plan i sprawdzić, czy właściciel uzgadniał projekt z urzędem miejskim, czy reklama nie zasłania balkonów, czy nie jest za duża. Najgorsze jest to, że banery szpecą obiekty wpisane do rejestru zabytków albo znajdujące się w strefie ochrony konserwatorskiej. Wystarcza dwa tygodnie, żeby takie kontrole w mieście przeprowadzić. Moglibyśmy to zrobić do Euro, żebyśmy się nie musieli wstydzić przed gośćmi wyglądu naszego miasta.
Sprawą reklam i banerów ma się zająć na następnym posiedzeniu komisja kultury. Zostanie na nie zaproszony architekt miejski