Pod koniec poniedziałkowej sesji dotyczącej planowanych zmian w radomskiej oświacie, po pierwszej w nocy, zmęczonych już mocno radnych zelektryzował postulat odwołania wiceprezydenta Fałka. - To nie był wniosek, tylko stanowisko, pod którym podpisali się wszyscy radni opozycji; z wyjątkiem jednego, którego nie było już na sali – mówi Piotr Szprendałowicz, radny niezależny, który projekt odwołania przedłożył przewodniczącemu RM. - Nie mogliśmy złożyć wniosku, bo zdajemy sobie sprawę z tego, że odwoływanie zastępców nie leży w gestii radnych, tylko prezydenta. W tym stanowisku apelowaliśmy po prostu do prezydenta o odwołanie wiceprezydenta Fałka i zaniechanie planów reorganizacji oświaty. Obrady pokazały bowiem, że taki apel jest zasadny.
Przewodniczący RM Dariusz Wójcik nie ma wątpliwości, że Piotr Szprendałowicz złożył wniosek. - Dostałem od pana radnego kartkę, na której wyraźnie było napisane „wniosek”. Radni mogą składać wnioski, ale tylko w sprawach, które należą do kompetencji rady. Natomiast odwoływanie – czy powoływanie - zastępcy jest wyłącznym prawem prezydenta, więc takiego wniosku nie można było głosować. Dlatego nie poddałem go pod głosowanie – tłumaczy Dariusz Wójcik. - Radni mogą natomiast przyjmować stanowisko, w różnych sprawach, co zresztą niejednokrotnie czynili. Gdyby więc radny Szprendałowicz choćby przekreślił słowo „wniosek” i napisał „stanowisko”, musiałbym je poddać pod głosowanie.
Piotr Szprendałowicz uważa, że projekt miałoby szanse zyskać aprobatę większości, gdyby w ogóle było głosowanie. - Tyle tylko, że radni Prawa i Sprawiedliwości, zachęceni do tego przez przewodniczącego klubu Jakuba Kowalskiego, wyszli z sali. Zrobili to specjalnie; wiedzieli bowiem, że nie mają w tym momencie większości koniecznej do zablokowania naszej inicjatywy – twierdzi Piotr Szprendałowicz.
- Radni PiS mogą opuścić salę obrad, kiedy tylko zechcą. A zwłaszcza w momencie, kiedy ktoś o drugiej w nocy, po 16 godzinach obrad, stawia wniosek o odwołanie wiceprezydenta. Nie wyobrażam sobie o tej porze i po tylu godzinach jeszcze dyskusji nad takim projektem. Pomijam już kwestie formalne – to nie radni odwołują wiceprezydentów; prezydent ma wolną rękę w doborze współpracowników – ripostuje Jakub Kowalski. I wyjaśnia: - Nikogo za rękę nie wyciągałem z sali. Powiedziałem tylko, że mam już dość, nie jestem w stanie myśleć i wychodzę; inni wyszli, bo byli tego samego zdania. Wyszliśmy na znak protestu przeciwko uprawianiu przez radnego Szprendałowicza politycznej hucpy. To był czysty populizm – radny Szprendałowicz zobaczył, że nie ma dwóch czy trzech radnych Prawa i Sprawiedliwości i próbował to bezczelnie wykorzystać. Dodam, że ci nieobecni mieli naprawdę ważne powody, by wyjść przed zakończeniem sesji. Bardzo dobrze się stało, że przewodniczący zakończył posiedzenie, bo dalsze obrady nie miały już sensu.
Dariusz Wójcik przypomina, że istnieje międzyklubowa umowa, że ani opozycja, ani koalicja nie składają wniosków w ważnych dla miasta sprawach, kiedy część radnych – w ważnych powodów - jest nieobecna. - Do tej pory ta umowa była respektowana przez obie strony – mówi przewodniczący RM. - Radny Szprendałowicz chciał nas wystrychnąć na dudka, ale to myśmy go wystrychnęli.
Zdaniem Piotra Szprendałowicza poniedziałkowa sesja o oświacie nadal trwa; nie mogła być zamknięta, ponieważ nie został wyczerpany porządek obrad, a część radnych, która opuściła salę nie powinna dostać diet. Radny obiecuje, że zastanowi się z prawnikami, jak należy te kwestię rozwiązać.