Według posła Suskiego skutkiem nieudolnej, jak ją określił, ustawy refundacyjnej jest skłócenie społeczeństwa. Zwłaszcza sankcje nałożone na aptekarzy doprowadzają do nieporozumień. Aptekarze prowadzą od poniedziałku protest oczekując nowelizacji ustawy i przejrzystych zasad pracy zarówno dla nich jak i dla lekarzy. – Nie możemy ponosić odpowiedzialności za błędy, na które nie mamy wpływu. Zakazano nam wydawać tańsze zamienniki leków, nałożono na nas drakońskie kary – powiedziała nam Jolanta Krawczyk prezes Delegatury Zamiejscowej w Radomiu Izby Aptekarskiej w Warszawie.
Aptekarze oczekują od pacjentów zrozumienia, cierpliwości i wsparcia. – Każdy z nas jest lub będzie pacjentem. Koszt tych reform ponoszą wszyscy, zwłaszcza ci najbiedniejsi. Dla nas najważniejszy jest pacjent, chcemy należycie go obsłużyć, a nie tłumaczyć się z cen leków, które nie zależą od nas. A niestety musimy się tłumaczyć – wyjaśniał farmaceuta Paweł Brzeski.
Przewodniczący sejmowej Komisji Zdrowia Bolesław Piecha zaznaczył, że aptekarze wybrali mało uciążliwą formę protestu. – Trzeba szanować ten zawód i tych ludzi. Większość z nas najczęściej nie udaje się do lekarza, a właśnie do apteki. To na farmaceutach spoczywa obowiązek doradzania nam – mówił Piecha.
Przewodniczący komisji podkreślił także, że zgłoszony został projekt nowelizacji ustawy refundacyjnej, w którym starano się usunąć „bezsensowne” przepisy.
W najbliższych dniach odbędzie się Krajowy Zjazd Aptekarzy. Zostaną wówczas przedyskutowane kwestie protestu i ewentualne jego zaostrzenie. – Do protestu w Radomiu przyłączyło się ok. 70 proc. aptek. Są to głównie małe apteki tzw. „rodzinne”. Przyłączyło się także kilka sieciowych, ale to bardzo mała liczba – stwierdziła Jolanta Krawczyk.
Marek Suski uważa, że apteki sieciowe, z których właścicielami spotkał się minister zdrowia Bartosz Arłukowicz, nie protestując zyskują: – Mogą wyprzeć te osiedlowe apteki z rynku. Dziwne ze minister miał czas spotkać się z właścicielami sieciówek, a z właścicielami małych, rodzinnych aptek nie.