Miał 26 lat. Wraz z rodziną oglądał telewizję czekając jak większość wówczas na program telewizyjny „Teleranek”. – Zamiast programu zobaczyliśmy Wojciecha Jaruzelskiego, który poinformował o wprowadzeniu stanu wojennego w Polce. Po nadanym przez niego komunikacie ubrałem swoje ponadroczne dziecko w żółte futerko i wyszedłem z nim na sanki. Widziałem wiele samochodów milicyjnych. Było to w dzielnicy Żakowice. Widziałem także, jak milicjanci zabierali z domu jakiegoś człowieka – opowiada Zbigniew Cebula, przewodniczący komisji zakładowej Solidarność w radomskiej Fabryce Broni. Jego pierwszy dzień pracy również różnił się od poprzednich. Na bramkach zakładowych stali wówczas wojskowi.
Ośmioletni wówczas Przemysław Bednarczyk, dziś historyk w III Liceum Ogólnokształcącym im. Dionizego Czachowskiego był jednym z wielu dzieci, które nie doczekało się ulubionego „Teleranka”. – Pamiętam wystraszoną babcię i inne osoby, które przeżyły wojnę. Ja także czułem pewien niepokój – opowiada Przemysław Bednarczyk. – W telewizji wówczas obejrzeć można było głównie filmy wojskowe i informacje. W przypływie emocji krzyknąłem „Niech ktoś to wyłączy!”. Nie pamiętam dokładnie czy był to pierwszy, czy może już kolejny dzień stanu wojennego…
Czy jest osoba, na której wojsko na ulicach nie robiło piorunującego wrażenia? Tak. – Miałem 13 lat. Na pewno w jakimś stopniu informacja ta mnie zaciekawiła, jednak nie przyjąłem tego jako początku wojny. Brak „Teleranka” także mnie specjalnie nie wzruszył – mówił Krzysztof Sońta, doradca prezydenta do spraw osób wykluczonych i organizacji pozarządowych.
- Nie było „Teleranka”! Miałem 12 lat. Za oknem była sroga zima, a w telewizorze Wojciech Jaruzelski. Pamiętam, że wtedy tata majstrował coś z anteną na dachu domu. Prezenterzy wiadomości ubrani byli w mundury… To moje wspomnienie związane z wprowadzeniem stanu wojennego – stwierdził przewodniczący rady miejskiej Dariusz Wójcik.