Władze Radomia przedstawiając kilka tygodni temu projekt reorganizacji placówek oświatowych argumentowały, że szukanie oszczędności jest spowodowane niedoszacowaniem przez państwo potrzeb w tej dziedzinie. Edukacja w naszym mieście pochłania ponad 40 proc. budżetu. Utrzymanie wszystkich placówek i płace nauczycieli kosztują ponad 350 mln zł, a subwencja oświatowa to zaledwie 246 mln, co znaczy, że miasto w ciągu roku musi dołożyć do edukacji około 100 mln zł. Na dodatek w ostatnich latach subwencja nie pokrywa nawet w całości nauczycielskich wynagrodzeń.
Radni opozycji wytykają jednak władzy, że wkład miasta zawyża. Np. liczy subwencję miejską i powiatową razem, a ta powiatowa – na szkoły ponadgimnazjalne i szkolnictwo specjalne – jest wyższa niż koszty utrzymania tych placówek i płace nauczycieli. Radny Jan Pszczoła wyliczył, że w rzeczywistości miasto dokłada nie 100 mln zł rocznie, ale ok. 60 mln. - To wszystko można wyliczyć czytając po prostu budżet – twierdzi radny SLD. I wylicza: - Rodzice przedszkolaków płacą, jeśli ich dziecko przebywa w przedszkolu dłużej niż pięć godzin; to już jest dochód. Miasto bierze udział w rozmaitych programach unijnych, z których pieniądze trafiają na zajęcia edukacyjne czy wyrównawcze. To kolejne kilkanaście milionów. Tego miasto nie liczy, a ja podliczyłem i to jest ponad 30 mln zł. Co znaczy, że o te 30 mln dokładamy do oświaty mniej. Poza tym w tej dołożonej sumie mieszczą się też wszelkie remonty w szkołach, a wyremontowane obiekty powiększają majątek gminy.