Wielkie dyktando odbywało się w tym roku po raz szósty. Chęć sprawdzenia swoich ortograficznych umiejętności zgłosiło 250 osób z Radomia i powiatu radomskiego, ale w sobotę do pisania zasiadło trochę mniej – 168 osób. Dwie z nich pracy nie oddały.
Dyktando, jak zawsze, przygotował prof. Andrzej Markowski, przewodniczący Rady Języka Polskiego przy PAN. Z czym musieli się zmierzyć kandydaci na mistrza ortografii? „W mżysty, ale nie świąteczny, lecz superpowszedni poranek, pewnemu świeżo sczechizowanemu bawidamkowi, Bożymirowi Smutnemu, zdało się, że przeżywa jakieś fantasy czy też science fiction. Oto z na wpół rozwalającej się baszty niby-zamku wznoszącego się nieopodal placu Pod Ratuszem wychyliła się ni stąd, ni zowąd jakaś zmurszała i z lekka sczerniała struktura, przypominająca nie najokazalszy i źle scementowany żelazobetonowy pal” - tak brzmiał początek tekstu. Nie było osoby, która napisałaby bez błędów, więc jury nagrodziło tych, którzy popełnili najmniej omyłek.
Joanna Cheda (trzy błędy) jest uczennicą drugiej klasy, jednak nie humanistycznej, tylko biologiczno-chemicznej. Tegoroczne dyktando było czwartym, w którym brała udział. Za pierwszym razem, jako gimnazjalistka, zdobyła trzecią nagrodę. - To było łatwiejsze niż w ubiegłym roku, ale uważałam, że nie poszło mi dobrze. Nie spodziewałam się sukcesu, a już na pewno nie tego, że zostaną mistrzem – śmieje się. I dodaje: - Nie ma lepszego sposobu nauczenia się ortografii jak czytanie. Zawsze dużo czytałam i czytam nadal.
Poza tą trójką jury przyznało trzy równorzędne wyróżnienia. Otrzymali je Katarzyna Własiuk, Izabela Mróz (obie panie mają wykształcenie humanistyczne) i uczeń drugiej klasy Publicznego Gimnazjum nr 13 Jakub Kapciak. Jakub, pytany, co w dyktandzie sprawiło mu największą trudność, przyznał, że wyrazy „donżuan”, „bawidamek” i „bon vivant”. - To jeszcze masz przed sobą – zauważył prof. Markowski.
Tradycyjnie autor dyktanda przygotował krótki wykład dla uczestników zmagań, którzy przyszli do Miejskiej Biblioteki Publicznej na ogłoszenie werdyktu. A dotyczył słów wychodzących z użycia i tych, które polszczyźnie przybywają. Okazało się, że dla części piszących wyrazem niezrozumiałym był właśnie „bawidamek”. - Ale są i takie wyrazy, które zna i rozumie np. starsze pokolenie, a młodsze już nie. Grupa dzieci miała ćwiczenia polegające na rozpoznaniu, co znajduje się na obrazku. I przedmiotem całkowicie dla nich obcym była żyletka – mówił prof. Markowski. - Czasami szkoda, że słowa zanikają, bo przez to ubożeje nasza kultura.