W średniowieczu szyli na co dzień ubrania i buty, piekli chleb, robili ławy i stoły. Ale musieli się też nauczyć sprawnie posługiwać najpierw łukiem, potem kuszą, a od wieku XVI bronią palną, by móc bronić murów opasujących ich miasta czy w razie potrzeby je naprawiać. Zadanie przekształcania mieszczan w żołnierzy wzięły na siebie bractwa kurkowe. Ich tradycją były doroczne konkursy w strzelaniu do tarczy; zwycięzca nosił zaszczytne miano króla kurkowego.
W Radomiu kurkowe bractwo strzeleckie nie istnieje, ale Muzeum im. Jacka Malczewskiego postanowiło przypomnieć kurkową historię organizując specjalną wystawę. - To część obchodów 250-lecia nadania radomskiemu cechowi piekarzy statutu przez króla Augusta III Sasa. Eksponaty pochodzą z Krakowa; my dołożyliśmy do tego kopię statutu i wizje murów miejskich Radomia według Alfonsa Pinno – mówi Elżbieta Kwiecień, kustosz ekspozycji. - A skoro mamy ekspozycję o bractwie kurkowym, to prezes cechu Jarosław Gajda zaproponował, by przeprowadzić wśród radomskich rzemieślników konkurs strzelecki.
Na dziedzińcu muzeum w szranki stanęło w piątek 10 współczesnych mieszczan. Broń też była współczesna – karabinek sportowy. Ale tarcza, do której strzelali, tradycyjna – z kurem.
Najcelniej strzelał sam pomysłodawca – Jarosław Gajda i on został królem kurkowym.
Wystawa „Tradycje krakowskiego Bractwa Kurkowego” otwarta zostanie w muzeum w czwartek, 10 listopada o godz. 14. A radomscy rzemieślnicy zastanawiają się, czy wyboru kurkowego króla nie powtórzyć za rok, już nie z okazji otwarcia wystawy.