Czym się różni reprezentacja Ukrainy od reprezentacji Polski? Po pierwsze tym, że ma trenera, który przy stanie 2:1 nie broni wyniku i w 80 minucie wpuszcza na boisko napastnika za napastnika, a po drugie, że w wyjściowym składzie znalazło się zaledwie dwóch graczy występujących na co dzień za granicą, czyli odwrotnie niż w naszej drużynie. Oczywiście pojedyncze, pierwsze mecze jeszcze niczego nie przesądzają, ale fakt jest faktem, że dziś to nie my, ale nasi sąsiedzi mają powody do radości. Mecz Ukrainy ze Szwecją pokazał jednak, że jak się nie ma za dobrej obrony to po prostu trzeba grać jak najwięcej z przodu. Po trzecie zaś miło było patrzeć jak 36-letni Szewczenko biegał na kwadrans przed końcem meczu bardziej dziarsko niż znacznie młodsi nasi futboliści. Podumowując jednak to co działo się w tym pojedynku, użyję słów Grzegorza Laty – Ukraińcy mieli po prostu dzień konia!
Chciałbym, aby Polacy poszli we wtorek w ślady Ukrainy, ale wystawienie trzech defensywnych pomocników w składzie nie bardzo mi się podoba. Wolę Polskę ofensywną, aktywną niż obronną i pasywną, ale nasz trener twierdzi, że nie możemy popełnić błędu Czechów i ruszyć do przodu niczym jeździec bez głowy. Oby okazało się, że wie, co robi i że sam nim nie jest…
Zaimponował mi trener Anglii Roy Hodgson. Pytany o temperaturę, trawę, stadion jednoznacznie odparł, że przecież obydwa zespoły mają jednakowe warunki do gry i szkoda strzępić na to języka. Pokazał płaczkom z Hiszpanii, że ich łzy z powodu złej murawy na boisku w Gdańsku miały raczej przykryć słabszą niż oczekiwano postawę, nie zaś stanowiły rzeczywisty problem. Przy okazji okazało się, że od 10 maja wszystkie prace na murawie gdańskiego obiektu odbywały się pod rygorystycznym nadzorem działaczy UEFA. No, ale Hodgson pokazał w przeciwieństwie do asiorów z Półwyspu Iberyjskiego, że ma jako facet wszystko tam gdzie trzeba.
Pierwsza runda mistrzostw Europy za nami. Nie było w niej meczu bez bramek, a większość spotkań przyniosła nam, widzom, spory ładunek emocji. Co by się jednak dalej miało nie wydarzyć, my, Polacy, i tak wszystko będziemy rozpatrywać przez pryzmat wyników naszej reprezentacji. Jeśli nie wyjdziemy z grupy, z radosnego piłkarskiego święta zrobi nam się sportowa stypa, a strefy kibica opustoszeją tak, jak cztery lata temu w Austrii, kiedy drużyna współgospodarzy odpadła z dalszych gier na poziomie rozgrywek w grupie. Dlatego do boju Polsko! I choć będzie bardzo trudno, wszyscy trzymajmy jednak kciuki!