Podsumowanie kampanii posłanka rozpoczęła od stwierdzania, że była ona „szczególnie dla niej trudna”, ponieważ stała się celem „niewybrednych ataków ze strony oponentów”. Przyznała, że podjęła próby porozumienia się z Prawem i Sprawiedliwością przed wyborami, by nie dochodziło do konfliktów, jakie miały miejsce w ostatnim czasie, jednak partia Jarosława Kaczyńskiego nie podjęła rozmów. W zamian wystawiła kandydata spoza Ziemi Radomskiej. Posłanka kolejny raz już w tej kampanii powtórzyła, że Adam Bielan, kandydat PiS na senatora, który pochodzi z Gdańska, nie chwali się swoimi dokonaniami na rzecz radomian, ale obietnicami, co dopiero zamierza zrobić.
Polityk odniosła się także do wczorajszych słów prezesa PiS, Jarosława Kaczyńskiego. – Stałam się przedmiotem ataku, który był dla mnie szczególnie przykry, bo dowiedziałam się, że jestem nosicielką jakiegoś genu destrukcji. Chciałabym zapytać, panie prezesie, na czym ten gen polega? – mówiła poruszona parlamentarzystka. Przypomniała, że kiedy prezes był podmiotem ataków, określał stosowanie argumentów ad personam, jako przejaw „nienawiści i pogardy”. – Dzisiaj czuję się potraktowana pogardliwie. Czy wtedy kiedy broniłam pana w komisji śledczej do spraw tzw. nacisków, kiedy z tego powodu byłam poniżana wielokrotnie w tejże komisji, czy wtedy też byłam nosicielką genu destrukcji? Odpowiedź na to pytanie jest dla niej bardzo ważna – mówiła posłanka i dodała, że następstwem jej pracy „od rana do wieczora” był pozytywny wydźwięk w mediach.
Marzena Wróbel odniosła się także do sposobu, w jaki prezes Kaczyński wypowiada się o posłance: per pani. – Mam imię i nazwisko, z którego jestem dumna, ponieważ mam konkretne osiągnięcia w Sejmie – skwitowała, a za przykład podała swoje wystąpienia w parlamencie odnośnie sprzeciwu wobec in vitro, gender, zmniejszeniu liczby lekcji historii w szkołach ponadgimnazjalnych, związkom partnerskim czy „deprawacyjnej” edukacji seksualnej w szkołach. Podkreśliła, że wszystkie tezy, jakie formułowała były w imieniu prawej strony sceny politycznej.
Kandydatka na senatora, odpowiedziała także na zarzut, że to dzięki niej Radosław Witkowski zawdzięcza swoje zwycięstwo w zeszłorocznych wyborach na włodarza Radomia, bo „odważyła się kandydować na prezydenta”. Tłumaczyła, że to radomianie zdecydowali, że w drugiej turze znajdą się Andrzej Kosztowniak (PiS) oraz Radosław Witkowski (PO). – Nie poparłam żadnego z kandydatów, ponieważ uważam, że moi wyborcy są ludźmi myślącymi i sami potrafią podejmować decyzje. Z szacunku do nich podjęłam taką decyzję. Proszę to uszanować i proszę mnie nie kamienować z tego powodu, że nie poparłam przedstawiciela PiS – mówiła dalej posłanka.
Wyjaśniła także, że Senat nie zatwierdza rządu tylko robi to Sejm, a sugestie jakoby wybór niezależnych senatorów miał osłabić władzę PiS w parlamencie, jest wprowadzaniem wyborców w błąd.- Głosowanie do Sejmu na kandydata PiS, i na mnie do Senatu, jako przedstawiciela niezależnego komitetu, nie koliduje ze sobą – przekonywała.
Na pytanie czy oczekuje odpowiedzi przez prezesa Kaczyńskiego oraz przeprosin z jego strony odpowiedziała, że odwołuje się do jego „poczucia sprawiedliwości”, aby „sam sobie w duchu odpowiedział czy wczorajszy atak był sprawiedliwy”. Posłanka nie zdecydowała się na proces w trybie wyborczym, ze względu „na szacunek do prezesa Kaczyńskiego. – Pamiętam o tym, że to jest szef partii, dzięki której byłam posłem. Niezależnie od tego, co on o mnie myśli, ja go darzę szacunkiem – zakończyła.
Najszybsze informacje z Radomia wprost na Twojego Facebooka:
KLIKNIJ I POLUB NAS TERAZ >>