Retoryka Prawa i Sprawiedliwości w kwestii kandydatów prawicy na senatora mówi, że ci, którzy podpierają się PiS, a nie starują z jego list, szkodzą zarówno partii, jak i Polsce. Taką tezę wygłosił sam prezes Jarosław Kaczyński w spocie z pani kontrkandydatem, Adamem Bielanem. Szkodzą oni Polsce?
Marzena Wróbel: Nie wiem kogo miał na myśli pan prezes bo tego nie dookreślił. Zarzut, że ktoś nie służy Polsce będąc Polakiem, jest najcięższym z możliwych zarzutów. Ja zawsze mojej ojczyźnie służyłam, najlepiej jak umiałam i nie mam się czego wstydzić. To wyborcy mnie ocenią. Pan prezes Kaczyński też z mojej pracy i zaangażowania korzystał, choćby wtedy, gdy broniłam go w komisji śledczej przed atakami PO. Nie oczekuję niczego poza sprawiedliwością. Nie powołuję się na PiS, natomiast stwierdzam zgodnie z prawdą, że trzy razy byłam wybierana do Sejmu z list PiS. Obecnie wszystkich informuję, że kandyduję z własnego komitetu wyborczego. Problem moich byłych kolegów polega na tym, że to ja mam twarz, która kojarzy się z PiS-em w znacznie większym stopniu niż obecny kandydat Zjednoczonej Prawicy, pan Adam Bielan. Nie wynika to z propagandy i tysiąca materiałów wyborczych, którymi zarzucałabym swoich wyborców, oni kierują się dotychczasowymi obserwacjami moich działań. Wiedzą, że zawsze konsekwentnie stałam po prawej stronie.
Zdecydowanie sprzeciwiam się sugestii, że poparcie niezrzeszonego kandydata do Senatu może doprowadzić do braku większości rządzącej. To jest oczywiste wprowadzanie w błąd wyborców. Ja kandyduję do Senatu. Inne są uprawnienia Sejmu, a inne Senatu. To Sejm zatwierdza rząd, Senat nie ma nic do tego. Prerogatywy Senatu są bardzo ograniczone, on co najwyżej recenzuje to, co wcześniej zrobi Sejm, natomiast Sejm może te uwagi przyjąć lub odrzucić. Senat został pomyślany jako tzw. izba refleksji i dlatego obowiązuje do niego inna ordynacja tzw. większościowa, czyli jednomandatowe okręgi wyborcze. Senat każe Sejmowi zastanowić się jeszcze raz nad danym rozwiązaniem, natomiast nie ma żadnej siły sprawczej. Więc sugerowanie, że Senat jest potrzebny do tego by stworzyć większość sejmową jest błędem, dlatego apeluję do tych, którzy takie tezy formułują, aby wykazali większy szacunek dla wiedzy i obycia politycznego wyborców.
Jednak zeszłotygodniowe sondaże IBRiS do Senatu w okręgu radomskim mogą wskazywać, że retoryka stosowana przez PiS przynosi zamierzony efekt. Według tych danych Adam Bielan zdobył 29 procent, został liderem.
Chciałabym wiedzieć, kto zamówił ten sondaż, bo do tej informacji nie mogę dotrzeć. Dla mnie to jest istotne, kto go zamówił i jak byli dobierani respondenci? Wiem, że jest inny sondaż dla mnie bardzo korzystny, z którego wynika, że wygrywam. Spotykam się z olbrzymią życzliwością ze strony wyborców. Rzadko się zdarza, żeby ktoś nie chciał przyjąć ode mnie materiałów wyborczych, a kontaktów bezpośrednich mam mnóstwo. Większość osób, które deklarują się jako prawicowi wyborcy, składa mi gratulacje za wszystko, co robiłam w Sejmie.
To ja prowadziłam najważniejsze społeczne debaty w Sejmie, choćby w kwestii szkolnej edukacji seksualnej dzieci i młodzieży, in vitro, gender, sprzeciwu wobec ograniczania godzin lekcji historii w szkołach ponadgimnazjalnych czy zmiany płci. W dużym stopniu to ja formułowałam strategię prawej sceny politycznej w tych debatach i je prowadziłam. Bardzo mi przykro, że moi dawni koledzy o tym wszystkim teraz nie pamiętają. Sugerowanie, że w przyszłości bym się sprzeniewierzyła moim prawicowym poglądom, uważam za chwyt poniżej pasa. Rozumiem, że można się z kimś nie zgadzać, ale nie można insynuować tak krzywdzących opinii.
To odniesienie do procesu, jaki pani wytoczy Tygodnikowi „W Sieci” w związku z artykułem, w którym pani dotychczasowe osiągnięcia są deprecjonowane przez polityków PiS poprzez pani cechy charakteru?
To jest niezwykle przykre. Jeśli występuję w obronie jakiejś racji, to muszę być tego stuprocentowo pewna w sferze intelektualnej. A tu jest sugestia, że jestem osobą, z którą niezależnie od wszystkiego, nikt nie jest w stanie się porozumieć. Ja nigdy nie występowałam przeciwko lokalnemu PiS-owi dlatego, że mi się nie podobał pan X, Y czy Z. Ja zawsze stawałam po stronie moich wyborców, którzy przychodzili do mnie po pomoc.
Pierwszy mój wielki konflikt z PiS-em miał miejsce, kiedy w grę wchodziła likwidacja szkół lub takie ich przekształcanie placówek oświatowych, które wcześniej czy później mogły doprowadzić do ich wygaszenia. Największym atutem Radomia jest nasza oświata, mamy znakomite szkoły, świetnych nauczycieli. Musimy się na świat otwierać, a nie zamykać. W interesie Radomia jest przyciąganie jak największej liczby uczniów spoza miasta, bo to są konkretne pieniądze z subwencji oświatowych i miejsca pracy dla radomian, bo te dzieci musi przecież ktoś uczyć.
Z pani słów wynika, że takich działań poprzednia władza miasta nie podejmowała. W pani ocenie po zmianie władzy w Radomiu to się zmieniło?
Zauważyłam, że niestety powielają schemat zarządzania, który obowiązywał wcześniej. Myślę tu o nauczycielach, którzy rok w rok są zatrudniani na czas określony. Jeśli to jest mniej więcej ta sama grupa nauczycieli co roku, to znaczy, że istnieją merytoryczne i organizacyjne przesłanki, by zatrudnić ich na czas nieokreślony. W dalekosiężnym interesie miasta jest, aby ci ludzie mieli pewność pracy i płacy. To się przekłada na proces dydaktyczny, bo nauczyciel, który nie ma perspektywy do dalszej pracy z zespołem uczniowskim, automatycznie nie będzie przywiązywał się do wychowanków, bo ewentualne rozstanie jest cierpieniem i dla niego i dla dzieci. Każdy nauczyciel powinien mieć dłuższą perspektywę pracy z uczniem.
Zawód nauczyciela jest specyficzny, my pracujemy własną osobowością, kształtujemy uczniów poprzez siebie. A na tę pracę potrzeba więcej niż roku. Jeśli zabraknie takiej perspektywy, nauczyciel nie będzie angażował się emocjonalnie. To wpływa na jakość pracy? Pracuje wtedy lepiej? Nie mówię, że nie będzie się przykładał, ale zaangażowanie emocjonalne wpływa na jakość pracy. Wtedy kiedy byłam nauczycielką, czułam się odpowiedzialna za swoich uczniów. Nie odeszłam do innej pracy, dopóki ich nie doprowadziłam do matury. Dla nauczyciela uczeń jest kimś bliskim, emocjonalnie i intelektualnie, bo przekazuje mu nie tylko wiedzę, ale i cząstkę swojej osobowości. Ja uczniów traktowałam jak członków rodziny. Z wieloma współpracuję do tej pory.
Do poruszonych przez panią kwestii umów na czas określony na jednej z konferencji odniósł się także wiceprezydent Radomia, Karol Semik. Wyjaśnił on w oświadczeniu, że zatrudnianie na czas określony wynika nie ze złej woli miasta, ale wprost z Karty Nauczyciela, a gros osób z taką umową jest na zastępstwo, więc umowa nie może wyglądać inaczej.
To jest oczywiste, że jeśli się zastępuje nauczyciela, to nie może być umowy na czas nieokreślony. Pan Semik nie odpowiedział jednak na pytanie czy zbadał wszystkie te przypadki. Bo ja nie wierzę, żeby rok w rok kilkaset osób było na zastępstwach. To jest zbyt duża grupa, jest to niemożliwe. Wiceprezydent powinien dokładnie przeanalizować arkusze organizacyjne i zapytać dyrektorów czy to są ciągle te same osoby. Jeśli tak, to znaczy, że można im dać umowę na czas nieokreślony. Bo to znaczy, że mają kompetencje i są potrzebni? Dokładnie. Problem polega na tym, że organ prowadzący zauważył, że koszty zatrudnienia takiego nauczyciela są niższe i wykorzystuje ten fakt. Bo jeśli nauczyciel nie ma umowy na czas nieokreślony, to nie będzie robił awansu zawodowego i będzie w grupie najniżej zaszeregowanych. Obawiam się, że to o ten mechanizm chodzi.
Coś jak odpowiednik umów zlecenie, ale w oświacie?
Tak. Ja to kiedyś nazwałam wprost – umowami śmieciowymi. Ale tu nie możemy iść w bylejakość, bo to się przekłada na proces dydaktyczny. Powróćmy do wyborów do Senatu.
Jak na tle innych kandydatów ocenia pani swoje szanse?
Oceniam je bardzo wysoko, bo spotykam się w terenie z bardzo dobrym przyjęciem. To oznacza, że ludzie mają do mnie zaufanie. Pokusiłaby się pani o określenie procentowe, jak głosy wyborców się rozłożą? Nie stać mnie na badania opinii publicznej, więc nie będą Państwa żadnymi sondażami epatowała. Moja kampania jest skromna, widzę jak olbrzymimi pieniędzmi dysponują moi kontrkandydaci, ja takich nie mam. Mogę opierać się wyłącznie na moich dotychczasowych dokonaniach i na tym, jak zapisałam się w pamięci wyborców.
Ludzie pamiętają?
Tak. Ludzie są sprawiedliwi i pamiętają to, czego nie chcą pamiętać politycy. Wyborcy pamiętają moją walkę z gender, o odpowiednie wychowanie naszych dzieci, walkę ze związkami partnerskimi, z deprawującą edukacją seksualną zaproponowaną przez środowiska lewicowe. Jestem przez nich traktowana jako tzw. nasza pani poseł. Niejednokrotnie spotykałam się z takim określeniem Kilkakrotnie mieliśmy okazję wysłuchać czy przeczytać w internecie takie listy wychwalające pani dokonania. Bo ja mam jedną zasadę. Przyjmuję interesantów. W większości spraw tych ludzi interweniowałam, ale jeśli ktoś przychodził ze sprawą kuriozalną to szczerze mówiłam, że się tym nie zajmę. Przychodzili do mnie zwykli ludzie, którzy mogli liczyć na darmową poradę prawną. Były też spektakularne sprawy interwencyjne.
Jak pani Małgorzaty Favorito?
Tak. Podobny przypadek miałam w powiecie lipskim, gdzie chciano zabrać dziecko z rodziny. Spektakularnych sukcesów w sprawach z pozoru beznadziejnych było sporo. To także kwestia uzyskania odszkodowań dla robotników Czerwca ’76. To ja napisałam tę ustawę, wywalczyłam ją w Sejmie, a później prawniczka współpracująca ze mną pisała pozwy dla ludzi skrzywdzonych. Na przestrzeni siedmiu lat z ustawy tej skorzystało ponad 10 tysięcy represjonowanych w całym kraju.
Każdy z kandydatów chciałby wygrać, ale w przypadku przegranej dobrze byłoby mieć plan B. Pani go ma?
Nie wolno myśleć o planie B, wtedy gdy walka się jeszcze toczy, bo to wpływa negatywnie na sposób działania. Mam swój zawód i zawsze mogę do niego wrócić. Jestem nauczycielką, to moja pasja i powód do dumy. Gdzie, kiedy i w jakiej formie będą ją realizować jest mniej istotne.
W przypadku wygranej, określenie „nasza pani poseł” przejdzie na „nasza pani senator”?
Mam taką nadzieję. W kampanii jeżdżąc po terenie już teraz zdobywam wiedzę do przyszłych interpelacji, które robiłabym jako senator. Pojawił się temat obcokrajowców, którzy handlują na targach w całym regionie, a mają ceny detaliczne takie, jak Polacy hurtowe. Interesuje mnie skąd taka różnica i czy służby państwa dostrzegają ten problem, bo jest to nierówna konkurencja. Mali przedsiębiorcy są też ciągle kontrolowani, płacą wysokie podatki. Jak to się ma do kontroli dużych sieci, które płacą minimalny podatek dochodowy.
Nawoływanie pana Bielana o wycofanie się przez kontrkandydatów z prawicy do wycofania się z wyborów jest fair play?
Dla mnie jest oczywiste, że nie powinien się tak zachowywać. Pragnę przypomnieć, że pan Bielan jest na naszej ziemi gościem i powinien się zachowywać jak gość, czyli z szacunkiem do gospodarza. Nie jest przyjęte, by gość przestawiał meble i zarządzał członkami rodziny. Wykonałam w Sejmie, w Radomiu i na Ziemi Radomskiej dużą pracę, mogę pochwalić się konkretnymi osiągnięciami. Pan Bielan nie mówi o tym, co zrobił, ale co będzie robił. Ilu osobom w Radomiu pan Bielan pomógł, gdy był posłem z Europarlamentu, jak często tutaj bywał? Powinien odpowiedzieć na te pytania.
Dariusz Grabowski, który ubiega się o mandat senatora z ruchu Kukiza’15 uważa, że apel Adama Bielan to nie „rozbijanie prawicy, ale zamykanie jej ust”.
Uważam, że wyborcom należy się szacunek. To nie inni kandydaci powinni mówić co ma zrobić ich konkurencja. To nie jest ta sfera, w której mają się oni prawo wypowiadać. Ja też mogłabym zaapelować do pana Bielana, by jako osoba niezwiązana z Radomiem, wycofał się z kandydowania. Ale z szacunku dla wyborców, tego nie zrobię. Uważam, że wyborcy są ludźmi myślącymi i sprawiedliwymi. To oni wybierają osoby, do których mają największe zaufanie i nikt nie ma prawa w ten proces ingerować.
Najszybsze informacje z Radomia wprost na Twojego Facebooka:
KLIKNIJ I POLUB NAS TERAZ >>