„Ekopatrol” to wyspecjalizowana jednostka funkcjonariuszy straży miejskiej, która zajmuje się wyłapywaniem zwierząt bezdomnych, w pierwszej kolejności zwierząt agresywnych. Strażnicy zostali przeszkoleni przez specjalistów między innymi: Powiatowego Lekarza Weterynarii, pracowników ZOO z Warszawy, funkcjonariuszy Straży Leśnej oraz Ornitologów. Jednostka wyposażona jest w najlepszy sprzęt dostępny na rynku. Pojazd, którym strażnicy jeżdżą na interwencje został przystosowany do przewozu zwierząt. Po roku pojazd otrzymał nawet swój humorystyczny pseudonim ,,Rosomak”.
- W 2012 roku, czyli w roku gdy jednostka została utworzona, interweniowaliśmy 900 razy. Od początku tego roku już 300, z czego odłowiliśmy ok. 190 psów i innych zwierząt, jak sarny, jelenie, borsuki, bociany, nietoperze. A ostatnio po Radomiu błąkał się nawet łoś, niestety, gdy zjawiliśmy się na miejscu zwierze było już martwe – mówi Piotr Stępień, rzecznik straży miejskiej.
Co zrobić, gdy na naszym podwórku znajduje się dzikie zwierzę? - W takim przypadku należy skontaktować się z nami. Samodzielna próba schwytania zwierzęcia może być dla człowieka niebezpieczna, ze względu na wściekliznę, której zwierzęta są nosicielami. Strażnicy są przeszkoleni na wypadek kontaktu z dzikimi i agresywnymi zwierzętami, są ponadto wyposażeni w odpowiedni sprzęt – wyjaśnia rzecznik.
Drugi powód, dla którego to strażnicy odławiają zwierzęta, a następnie przewożą je do schroniska dla bezdomnych zwierząt jest uniknięcie przypadków oddawania przez właścicieli czworonogów zwierząt do schroniska ze względu na wakacyjny wyjazd. - Przypadki oddawania psów do schroniska przez właścicieli, którzy udawali się na letni wypoczynek zdarzały się bardzo często. Kiedyś do schroniska przyjechał mężczyzna, który twierdził, że psa znalazł i chciał go zostawić w placówce. Po trzech tygodniach przyjechała żona, która odebrała psa, jako odnalezionego. Dzięki temu, że to strażnicy miejscy odławiają psy z ulicy, eliminujemy takie przypadki – dodaje Stępień.
Funkcjonariusze „Ekopatrolu” uratowali m.in. borsuka uwięzionego na dnie niezabezpieczonej studzienki. Ekopatrol wydobył zwierze i zwrócił środowisku naturalnemu. - Są bardzo różne przypadki, był biszkoptowy labrador, który trafił do schroniska. Jak się okazało pies zaginął chorej na schizofrenię dziewczynce, a dzięki ogłoszeniom, które pojawiły się w mieście i skojarzeniu faktów przez funkcjonariusza straży, dziewczynka odzyskała przyjaciela.Natrafiamy także na przypadki bestialskiego traktowania zwierząt, jak obdarty zimą ze skóry kot na Plantach, czy biszkoptowo-czarny kundelek, któremu ktoś złamał szczękę. Niestety psa trzeba było uśpić. Bez pomocy ludzi sprawcy zostają na wolności. Był też pies, który jeździł koleją... - opowiada rzecznik.
Ostatnio strażnicy „Ekopatrolu” otrzymali zgłoszenie o błąkającym się po ul. Kieleckiej łosiu, który następnie przemieścił się na ul. Strycharską. Niestety, gdy jednostka „Ekopatrolu” dotarła na miejsce, łoś leżał martwy. Prawdopodobnie zwierzę padło z wycieńczenia lub było chore. - Nasze interwencje pokazują, że była potrzeba utworzenia takiej jednostki – kwituje Stępień.