Spotkanie odbyło się we wtorek w Mazowiecki Centrum Sztuki Współczesnej „Elektrownia”. Na początek zebrani obejrzeli słynny film, w którym pokazano siedem możliwości, w których załoga lub jej przełożeni mogli zapobiec katastrofie (do obejrzenia tutaj).
Prezentujemy po kilka wypowiedzi obu prelegentów. Poniżej nagranie wideo całego spotkania, które znajduje się na facebookowym profilu posła Leszka Ruszczyka, organizatora spotkania:
Marcin Kierwiński, poseł (PO) w 2015 sekretarz stanu w Kancelarii Premiera i szef gabinetu politycznego premier Ewy Kopacz:
„Od 7 lat mamy do czynienia z wykorzystywaniem politycznym tej katastrofy, od 7 lat na tej katastrofie jedna partia buduje swoją narrację polityczną. A ta katastrofa powinna łączyć. Przecież tam zginęli też ludzie z PO, SLD, PSL. Od 7 miesięcy posłowie PO wspólnie z doktorem Maciejem Laskiem, skupiają się nad tym jak odkłamywać kolejne kłamstwa Antoniego Macierewicza. Kiedyś wszyscy wierzyliśmy w to, że obiektywne fakty, dane z rejestratorów, czarnych skrzynek obronią się same, że prawda w tej sprawie obrobi się sama. Nie obroniła się, okazało się, że jest podatny grunt, na różne teorie spiskowe. Przespaliśmy ten okres, niewystarczająco tłumaczyliśmy społeczeństwu, to jest nasza wina. Teraz z pełną determinacją będziemy pokazywali wszystkie kłamstwa Macierewicza, że nie wolno manipulować faktami.”
„Tych teorii spiskowych, takich głównych, bo one ewaluowały, było już chyba ze dwadzieścia. Przypominacie sobie teorię, że trzy osoby mogły przeżyć tę katastrofę. To było coś, co ówczesny poseł Macierewicz jednoznacznie sugerował. Nigdy się z tego nie rozliczył, nigdy się z tego nie wycofał, nie wziął odpowiedzialności za te słowa. Wszystko można powiedzieć, tylko pytanie - jak to się ma do faktów. A wiemy dobrze, że tej katastrofy można było uniknąć, gdyby tylko przestrzegano procedur.”
„W podkomisji pana Macierewicza nie ma ekspertów od badania katastrof lotniczych. Szefem podzespołu dotyczącego części lotniczej jest inżynier architekt. Co się stało z najlepszymi polskimi ekspertami, w tym z Maciejem Laskiem. Dobra władza tak zmieniła prawo, żeby pozbyć się tych ludzi, a jeszcze usłużni naukowcy złożyli wniosek o odebranie doktoratu Maciejowi Laskowi. Już tylko to pokazuje, jak ta katastrofa została upolityczniona. Nie ma merytorycznej debaty, rozmowy z ekspertami. Dr Lasek badał wiele katastrof, jego wiedza jest bezcenna. Musiał odejść tylko dlatego, że myśli inaczej niż minister Macierewicz.”
Dr Maciej Lasek, były przewodniczący Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych:
„Głównym celem badania wypadków lotniczych jest to, żeby taki wypadek, z tych samych przyczyn się nie wydarzył. Jeśli ktoś mówi, że komisja Millera uderzyła w dobre imię polskich lotników, to przecież w raporcie komisji nie znajdziecie sformułowania, że są winni. Znajdziecie listę błędów, które popełniono. A błędy są nieodzowną częścią życia każdego człowieka. Nikt z nas nie jest doskonały. Uczymy się popełniając błędy. W lotnictwie staramy się uczyć na błędach innych. Nie można pominąć tego jakie błędy popełniono, że zignorowano ostrzeżenia systemów. Nie wskazujemy jednak winnych.”
„Musimy pamiętać, że piloci, nie chcieli doprowadzić do katastrofy. Ale musimy pamiętać też, że - jakkolwiek by to nie zabrzmiało - byli oni produktem pewnego systemu, który ich tak ukształtował, że oni nie wiedzieli jak wygląda bezpieczne latanie. Ponieważ, ktoś im kiedyś powiedział, że są najlepsi, że nie muszą corocznych wykonywać tzw. treningów w strefie. W krytycznej sytuacji tych umiejętności zabrakło. Piloci cywilni są poddawani takim treningom obowiązkowo dwa razy w roku. I dwa razy do roku przechodzą egzaminy.”
„W kwietniu 2007 roku ówczesny minister obrony narodowej zrezygnował ze szkoleń na symulatorach. Jeśli się zabiera pilotom trening na symulatorach, to tak jakby im się odbierało narzędzie dzięki któremu mogą się nauczyć w jaki sposób uratować życie, rozbijając się na symulatorze kilka, kilkanaście razy. Niestety od 2007 roku załogi w 36. pułku nie ćwiczyły na symulatorach.”
„Raport komisji Millera zawierał 45 zaleceń profilaktycznych, w większości dla wojska, ale też dla administracji państwowej - kancelarii Sejmu, Senatu, prezydenta, premiera. Te wszystkie zalecenia zostały wdrożone. Byłem pod olbrzymim wrażeniem determinacji kolegów w mundurach, którzy wprowadzali te zalecenia. Były trudne, ale zagryźli zęby i je wprowadzili. I od 7 lat w lotnictwie wojskowym nie mieliśmy wypadku.”
„W kolejnych dniach ze Smoleńska przywożone były coraz mniejsze fragmenty ciał, często wykopywane, przemieszane z paliwem lotniczym. Wtedy następowała próba przypisania poszczególnych szczątków do poszczególnych osób. W parunastu przypadkach zostały wykonane badania DNA. Ale to trwało dużo dłużej. Znam przypadki, w których rodziny nie były w stanie zidentyfikować swoich bliskich.”
„Jeśli chodzi o brzozę i teorię spiskową, że nie jest w stanie przeciąć skrzydła samolotu, bo ono jak nóż przecina takie drzewo o średnicy 45-50 cm, to proszę porównać sobie takie drzewo z pokryciem skrzydła, gdzie jest blacha duralowa o grubości 2 mmm. Tam było takie zdjęcie z wbitymi elementami samolotu w te brzozę. Daliśmy je w raporcie z oddali, bo dla nas sprawa była całkowicie ewidentna. Drzewo jest przełamane, ma wbite metalowe elementy, na rejestratorze jest moment zderzenia z brzozą. W zasadzie po co pokazywać w bardzo dużym przybliżeniu te wbite elementy. Mój kolega z komisji Millera powiedział mi, że jakby wiedział, że to pójdzie w te stronę to dałby do raportu 30 zdjęć tej brzozy, żeby ludzie czytając to zrozumieli".
„Pokazaliśmy te zdjęcia na stronie faktysmolensk.niezniknelo.com. Tam jest praktycznie cały materiał zdjęciowy. Z punktu widzenia badacza - rejestrator pokazywał, że samolot był na wysokości 6,2 metra na ponad kilometr przed pasem, drzewa są przycięte dokładnie na tej wysokości - wydawało się, że to jest zupełnie zrozumiałe, okazuje się że nie. Trzeba było pokazać tą brzozę wyraźnie z bliska, w jaki sposób była przełamana. W części skrzydła, które odpadło, część blach jest zwinięta w harmonijkę, czyli raczej nie od wybuchu".
"10 kwietnia, w dyskusji z ekspertami podkomisji Macierewicza, na pytanie dlaczego nie nagrał się odgłos wybuchu, pada odpowiedź, że był szybszy od dźwięku (śmiech). Jak pokazują amerykańskie badania, charakterystyczne wskazania na rejestratorze, że był wybuch zawsze się nagrywają jak np. w katastrofie nad Lockerbie. Tak twierdzi amerykańska komisja badania wypadków lotniczych, najlepsza na świecie, badająca najwięcej wypadków".
Najszybsze informacje z Radomia wprost na Twojego Facebooka:
KLIKNIJ I POLUB NAS TERAZ >>