Środa 27 listopada
Waleriana, Wirgiliusza, Ody
RADOM aktualna pogoda

Wnuczka współpracownika Józefa Grzecznarowskiego wspomina

mn 2011-04-18 19:33:00

Otrzymaliśmy list od pani Anny Zawadzkiej, wnuczki inżyniera Tadeusza Szczepańskiego, pierwszego dyrektora miejskich Wodociągów. Pani Anna jest zbulwersowana postawą radomskich radnych, którzy odrzucili propozycję nadania tytułu honorowego obywatela miasta byłemu prezydentowi Józefowi Grzecznarowskiemu. Przy okazji wspomina swojego dziadka.

Inż. Tadeusz Szczepański w Wodociągach Miejskich w Radomiu

Nawiązując do artykułu o Józefie Grzecznarowskim, legendarnym przedwojennym prezydencie Radomia („Gazeta Wyborcza” Radom, 16-17 kwietnia 2011 roku), chciałabym wspomnieć o moim Dziadku inż. Tadeuszu Szczepańskim, współpracującym wówczas z prezydentem J. Grzecznarowskim.

Dziadek  mój był absolwentem Politechniki w Zurichu (Szwajcaria), gdzie skończył  wydział projektowania tam i zapór, ze specjalizacją urządzeń wodno kanalizacyjnych.  Po studiach, w roku 1906 Dziadek ożenił się z Beatą Daumas (jej matka Salomea Daumas z domu Malczewska, była bliską rodziną Jacka Malczewskiego) i wraz z żoną wyjechał do Krakowa.  W mieście tym przebywali 12 lat. Dziadek pracował m.in. jako inspektor wodociągów i kanalizacji.  W Krakowie urodziło się pięć córek, m.in. moja Mama, Krystyna, a najmłodszy syn przyszedł na świat w Tarnowie , gdzie Dziadek wraz z rodziną spędził kolejne kilka lat. Tam m.in. przez cztery lata był dyrektorem Miejskich Zakładów Wodociągowo Kanalizacyjnych. W połowie lat dwudziestych, na prośbę rodziny, Dziadek wrócił do Radomia, kupił działkę w Jedlni Letnisku, a w późniejszych latach wybudował drewniany dom w stylu podhalańskim. W tym też czasie spotkał się z kolegami, absolwentami Gimnazjum im. Tytusa Chałubińskiego, którzy zachęcali Go, by zrobił coś dla rodzinnego miasta Radomia, wykorzystując swe specjalistyczne wykształcenie. Bracia Dziadka (miał pięciu braci i dwie siostry) pracowali w Radomiu:  Roman pracował w dyrekcji Kolei Państwowych,  Feliks w banku (również tam pracował cioteczny brat Edward Łuczyński), Kazimierz w wytwórni broni i Edward w magistracie.

I tak Dziadek trafił do Radomia, gdzie miał zaplanować i nadzorować budowę wodociągów miejskich. Kontrakt miał podpisany na 10 lat. Dziadek był człowiekiem niezwykle oszczędnym pod każdym względem  (na czym, niestety, cierpiała liczna rodzina, Babcia wychowywała sześcioro dzieci i zdana była na utrzymanie przez Dziadka). Toteż, gdy miasto otrzymało pożyczkę z amerykańskiej kompanii ULEN, z której miała być m.in. finansowana sieć wodociągowo kanalizacyjna, Dziadek mój (inż. Tadeusz Szczepański) przyjął propozycję  realizacji inwestycji pod warunkiem wyłączności na gospodarowanie przeznaczonymi na ten cel środkami finansowymi.  Po konsultacjach i sprawdzeniu opinii o Dziadku, pożyczkodawca zgodę taką wyraził.  Moja 94-letnia Mama pamięta, jak Dziadek szukał konkurencyjnych dostawców i podwykonawców. Grupy robotników zmieniał co 4 (lub co 6 tygodni, tego dokładnie Mama nie pamięta), a wszystko po to, aby z powodu dużego bezrobocia, jak najwięcej osób mogło chociaż tak krótko pracować.

Doszło do tego, że zwolnieni robotnicy zbuntowali się i przygotowywali zamach na zdrowie Dziadka, o czym jednak ktoś Go uprzedził. Faktem jest, że z pieniędzy pierwotnie przeznaczonych tylko na wodociągi, Dziadek wygospodarował fundusze na jeszcze jedenaście (!!!) obiektów – dwie lub trzy zapasowe studnie głębinowe, budynek mieszkalny, rzeźnię, gazownię i inne. Aby wybudować gazownię Dziadek pojechał specjalnie na Targi Lipskie, spotkać się z kolegami, specjalistami od tego typu obiektów, żeby wszystko dokładnie omówić i nie popełnić żadnego błędu.

Z tego okresu znana jest historia zawyżonych cen oświetlenia miasta. Za oświetlenie odpowiadała jakaś francuska firma , która – zdaniem Dziadka – wystawiała zbyt wysokie faktury. Dziadek o tym się dowiedział od Prezydenta Grzecznarowskiego, dla którego miał zawsze wielki szacunek, i postanowił sam sprawę zbadać.  Sprawdzał lampy uliczne w dzień i w nocy i stwierdził, że liczniki rejestrujące zużycie prądu nie wyłączały się na dzień. Nadużycia na szkodę miasta były ogromne. Gdy Francuzi się o tym dowiedzieli, zaproponowali Dziadkowi zawrotną kwotę 200 tysięcy złotych za wyciszenie sprawy. Dziadek oczywiście się nie zgodził i miasto miało skierować sprawę do sądu. Jak się to skończyło Mama nie pamięta. W każdym bądź razie uczciwość Dziadka wyśmiano jeszcze po latach, wobec mojej Mamy.

Po wybudowaniu gazowni, Dziadek przez pół roku był jej dyrektorem, ale nie pobierał  za to żadnego wynagrodzenia. W tej sprawie poproszony był kiedyś na posiedzenie Rady Miejskiej, gdzie zaproponowano Mu honorarium. Dziadka to bardzo zbulwersowało, bo jak oświadczył zależało mu na szybkim spłaceniu pożyczki przez miasto, a nie na osobistych korzyściach.
Jeden z radnych, do obowiązków którego należało m.in. odprowadzanie składek emerytalnych, wykorzystał to „dziwactwo” Dziadka i przez cały okres zatrudnienia Dziadka w Wodociągach, składek tych nie odprowadzał. Dziadkowi bardzo skomplikowało to życie, bo musiał o 10 lat dłużej pracować, aby otrzymać emeryturę (mimo wygranej tuż przed wojną sprawy sądowej).

Z radomskimi Wodociągami Dziadek rozstał się rok przed upływem kontraktu. Zarzucono Mu nieuczestniczenie w pochodach 1 Majowych i niewyrażenie zgody na zakup służbowego samochodu w miejsce dorożki.

W drugiej połowie lat siedemdziesiątych ub. wieku radomskie wodociągi obchodziły 50-lecie.  Przedstawiciel zakładów odnalazł Dziadka w Jedlni Letnisku i był mile rozczarowany doskonałą Jego pamięcią (miał wówczas chyba 97 lat), długo rozmawiali o początkach budowy i historii tego okresu. Obiecał przyjechać po Dziadka nazajutrz, po głównych uroczystościach, i pokazać obecny zakład. Dziadek tą wizytą był zachwycony, doskonale pamiętał gdzie jakie urządzenia się mieszczą, a przede wszystkim satysfakcję sprawił Mu komplement dotyczący niezwykle solidnego wykonania i rzetelnego planu sieci.

Aby zakończyć wątek zawodowy Dziadka dodam, że w czasie okupacji wygrał konkurs na dyrektora wodociągów w Rzeszowie i tam cała rodzina zamieszkała. Po wojnie natomiast wrócił na kilka lat do Radomia, a później przeniósł się do Kalisza, gdzie odbudowywał infrastrukturę miejską, był też dyrektorem gazowni. Mieszkali w służbowym domku z dużym ogrodem (obok gazowni), gdzie jako dzieci spędzaliśmy wakacje.

Dziadek zmarł we wrześniu 1980 roku, w lutym 1981 roku skończyłby 100 lat. Po raz pierwszy zachorował (zapalenie płuc) i po raz pierwszy w życiu podano Mu antybiotyki. Widocznie Jego organizm nie był przystosowany do leczenia farmakologicznego, zawsze radził sobie sam stosując zioła. Był Człowiekiem o wielu zainteresowaniach, amatorsko parał się astrologią i numerologią. Znał biegle siedem języków. Wielbił Tatry, gdzie spędzał każdą wolną chwilę, przyjaźniąc się z Góralami. Choć był krótkowidzem (nigdy nie nosił okularów) uwielbiał piesze wycieczki po górach. My zapamiętaliśmy Go jako nieco ekscentrycznego, sympatycznego i dla nas pobłażliwego, troszczącego się o innych i z całą pewnością bardzo uczciwego Człowieka.
Przedstawiając sylwetkę Dziadka, Człowieka który ma także zasługi dla miasta, chciałam zwrócić uwagę na podobną postawę Prezydenta J. Grzecznarowskiego, któremu niewątpliwie należy się tytuł Honorowego Obywatela Miasta. Dziadek brzydził się osobami nieuczciwymi i skorumpowanymi, natomiast zawsze z wielkim szacunkiem wyrażał się o Prezydencie, którego zasługi dla Radomia są według mnie oczywiste i niepodważalne.


Anna Zawadzka
wnuczka Tadeusza Szczepańskiego,
córka Krystyny, najmłodszej Jego córki
 

Komentarze naszych czytelników

Nikt jeszcze nie skomentował tego artykułu

Dodaj komentarz

Nie przegap

RADOM aktualna pogoda

Nasza strona wykorzystuje pliki cookies.

Strona używa cookies i podobnych technologii m.in. w celach: świadczenia usług oraz prowadzenia statystyk. Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień Twojej przeglądarki oznacza, że będą one umieszczane w Twoim urządzeniu końcowym. Pamiętaj, że zawsze możesz zmienić te ustawienia.

Akceptuję, nie pokazuj więcej
Polityka prywatności Ochrona danych osobowych