Freddie Mercury, a właściwie Farrokh Pulsara urodził się w Zanzibarze. Dzięki nieprzeciętnym umiejętnościom wokalnym (skala jego głosu obejmowała aż cztery oktawy!), charyzmie i charakterystycznemu wyglądowi w bardzo krótkim czasie stał się jedną z największych gwiazd muzycznej estrady, a w przekonaniu oddanych fanów – królem rocka.
Wokalista sam siebie nazywał nieśmiałym. Na scenie stawał się jednak pewnym siebie człowiekiem. Energii dodawał mu tłum i atmosfera, która towarzyszyła wielkim koncertom.
W 1987 roku wokalista dowiedział się, że jest chory na AIDS. Zawsze jednak zaprzeczał temu i stwierdzał, że czuje się świetnie. Dopiero 23 listopada 1991 roku muzyk wydał oficjalne oświadczenie, w którym potwierdził, że jest chory na AIDS. Dzień później, 24 listopada 1991 roku Freddie zmarł w domu w Londynie.
Czym dla radomian jest muzyka Freddiego Mercurego i zespołu Queen?
Michał Bąbolewski, 18-latek z Radomia to wielki fan Freddiego Mercurego, który stał się dla niego wzorem do naśladowania. – Queen’u zacząłem słuchać w wieku 14 lat. Moją uwagę zwrócił właśnie wokalista. Jego charyzma i pewność siebie były tak powalające, że stał się dla mnie wzorem do naśladowania w okresie dojrzewania. Mogę powiedzieć, że to on i jego muzyka ukształtowały mój charakter. "I want to break free" i inne przeboje towarzyszyły mi codziennie, przez cały okres nauki w gimnazjum i liceum. Queen był wciąż wokół mnie. Nawet dziś, kiedy mój gust muzyczny zmienił się na korzyść muzyki instrumentalnej w rocznicę śmierci lidera Queen’u zawsze, cały wieczór poświęcam na słuchanie jego utworów. Od wielu lat nad moim łóżkiem wisi obraz z wizerunkiem Mercurego i zapewniam, że nieprędko zostanie zdjęty. Dzięki malunkowi zawsze pamiętam komu zawdzięczam pewność siebie, którą chłonąłem podczas oglądania koncertów tego muzyka – powiedział nam 18-letni Michał Bąbolewski.
Twórczość Queen’u podczas jazdy samochodem preferuje radomski radny Jakub Kowalski. – Czasem jadąc, włączam sobie piosenki Queen’u. Queen ma potocznie mówiąc power. Przy takiej muzyce zdecydowanie świetnie prowadzi mi się samochód. Na co dzień jednak wolę innych wykonawców, np. Stare Dobre Małżeństwo – mówił Kowalski.
Fanem Freddiego nie jest radomianin Rafał Kucharczyk. Docenia jednak twórczość muzyka: – Jego koncertowy gest podniesionej ręki przeszedł do historii, a on sam jest legendą classic rocka. Bohemian Rhapsody zna prawie każdy.
Łukasz Pańczyszyn Queen’u częściej słuchać zaczął w gimnazjum. – Początkowo nie szalałem na punkcie grupy. Później jednak zacząłem bardziej interesować się zespołem i wokalistą. Zafascynował mnie talent Freddiego, umiejętności wokalne, zdolność porywania tłumów przy użyciu swojego głosu i gestów. Uważam, że był najlepszym wokalistą rockowym. Ta muzyka dla mnie to nie tylko niesamowity wokal Freddiego, ale również gitara Maya. Queen potrafi mnie bardzo pozytywnie „naładować” na cały dzień. Bardzo lubię piosenki rozrywkowe "Bohemian Rapsody" "Hammer to fall", "One vision", "I want it all". Cenię także te emocjonalne utwory np. "Too much love will kill you" i "Mother love" – opowiedział nam Łukasz.
- Mercury był człowiekiem o wspaniałym głosie i wielkiej charyzmie. Wpływał na miliony swoich fanów na całym świecie – stwierdził 24-letni Paweł. - Utwór, który przypomina mi go najbardziej to "We are the champions". Uwielbiam sport, a przede wszystkim piłkę nożną, a ta piosenka zawsze jest puszczana na zakończenie mistrzostw świata. Repertuar zespołu Queen ma na mnie pozytywny wpływ.
Fanem zespołu oraz Freddiego jest także wicedyrektor radomskiej Caritas ks. Robert Kowalski. Muzyka docenia za niecodzienną charyzmę i wspaniały głos. – Queen’u słuchałem często, jeszcze kiedy żył wokalista. Barwa głosu Freddiego była niesamowita. Potrafił nawiązać kontakt z publicznością i jak na tamte czasy był po prostu przebojowy. Warto zaznaczyć jednak, że mimo sławy był człowiekiem zagubionym. Szukał miłości i przyjaźni, których raczej nie znalazł – powiedział ks. Kowalski.
- Na mnie, osobiście, zespół Queen nie miał i nie ma żadnego szczególnego wpływu. Co prawda, piosenki wpadają w ucho, ale jak każde inne. Może po prostu to nie mój klimat... – stwierdziła Aneta Jarosz.