Jacek pochodzi z dobrej rodziny. Ojciec ma firmę, niezbyt może wielką, ale od lat dobrze prosperującą. Na tyle, że w domu pieniędzy nigdy na nic nie brakowało. Rodzice zajęci biznesem nie mieli zbyt wiele czasu na wychowywanie syna. Aby uciszyć związane z tym wyrzuty sumienia pilnowali, aby Jackowi nigdy niczego nie brakowało. Od dziecka chlopak miał więc fantastyczne zabawki, najlepsze, markowe ciuchy, a potem kieszonkowe, jakiego pozazdrościć mógł mu niejeden pracujący kolega. Nigdy nie narzekał też na brak towarzystwa, ale trudno się temu dziwić, skoro już w podstawówce sypał groszem na prawo i lewo. Kupował kolegom chipsy, cukierki, kolorowe czasopisma, a przy tym dał się lubić, bo zawsze był wesoły i pełen radości.
Tak było również w gimnazjum, a potem w renomowanym radomskim liceum. Kieszenie wypchane pieniędzmi, szeroki gest, otwarty sposób bycia zjednywały mu coraz to nowych znajomych. Właśnie w liceum poznał podobnych sobie chłopaków z dobrych domów - Kamila i Marcina. Imprezki były początkowo niewinne, wyłącznie w męskim gronie, przy kilku piwach. Spotykali się w radomskich lokalach, czasami zabawiali się we własnych domach. Na sumieniu mieli jedynie drobne grzeszki, a to jakiś film erotyczny puszczony na DVD, a to wybory „miss internetu” na pornograficznych stronach. Szybko jednak popadli w znudzenie. – Czas wreszcie wydorośleć i zająć się zabawami dla prawdziwych mężczyzn – oznajmił kolegom Jacek na jednym z kolejnych męskich spotkań.
Radomskie lokale w większości kochają młodzieńców z pełnymi forsy kieszeniami. Nie mieli jeszcze 18 lat, ale któżby im tam wiek sprawdzał... Ważne, że wyglądali na pełnoletnich, a patrząc na nich nikomu nie przyszłoby nawet do głowy, by odmówić sprzedaży alkoholu. Tylko w jednym z lokali poproszono ich o wylegitymowanie się, ale na nic się to zdało, bo wódkę kupił starszy kolega.
Powoli wchodzili w środowisko stałych bywalców kilku znanych i popularnych wśród młodzieży w mieście lokali. Pieniędzy wciąż im nie brakowało, więc i na brak towarzystwa nadal narzekać nie mogli. Potem poszło już szybko – trawka kupiona od dilera, potem jakieś grzybki a na końcu prochy. Kłuć się nie chcieli, uważali, że takie narkotyki mogą ich uzależnić, trawka i dopalacze już nie wydawały się groźne. Życie płynęło szybko i beztrosko, w szkole szło im wprawdzie coraz gorzej, ale w domach nie było powodów do paniki, w końcu zagrożenia brakiem promocji nie było. Zresztą rodzice nie mieli czasu chodzić na wywiadówki, a że synowie większych problemów wychowawczych nie sprawiali, to wszystko się jakoś kręciło.
Krytyczny moment przyszedł przed jednym z dużych koncertów w mieście. Trzej koledzy postanowili „wzmocnić” się przed pójściem na występ. Bo choć dziewczyn wokół nich nie brakowało, mieli ochotę "wyrwać laski", które nie lecą jedynie na ich kasę. Wyszli wcześniej ze szkoły, poszli do jednego z lokali. Dilera tym razem nie było, ale od czego są telefony. Zadzwonili, poprosili o jakieś mocniejsze tabletki. Tylko Marcin odmówił, jemu wystarczyła trawka. Jacek i Kamil zażyli pigułki, popili je alkoholem. Nagle Kamil wyszedł do toalety. Zwymiotował, wrócił na salę - było mu słabo, miał zawroty głowy. W tym czasie Jacek „odjechał” na dobre. Najpierw zdążył wybełkotać kilka słów, że czuje się jak w raju, potem głowa opadła mu bezwładnie na stół, dostał jakichś drgawek. Marcin początkowo naśmiewający się z obu kolegów był wesoły, ale na tyle przytomny, by zrozumieć, że to nie przelewki. Z zataczającym się Kamilem wyprowadzili Jacka przed lokal. – Może świeże powietrze mu pomoże – liczyli.
Nic z tych rzeczy. Kolega wyglądał coraz gorzej, momentalnie zaczął sinieć a drgawki nasilały się. Ochroniarz, który wyszedł przed lokal na papierosa zobaczył, że żarty się skończyły. Karetka na sygnale, potem szpital. Koledzy nawet nie umieli lekarzowi powiedzieć, co to były za tabletki... A i dilerze ani widu, ani słychu...
Lekarze w szpitalu długo walczyli o życie i zdrowie chłopca. Tym razem walkę wygrali. Cała trójka zaś zrozumiała, że narkotyki i alkohol nie są dla nich. Jacek wie, że żyje już na kredyt, bo mogło się skończyć inaczej. Trwałe ślady i tak pozostały - poważne kłopoty z wątrobą i tak dalej...
I pomyśleć, że cala trójka to chłopaki z tzw. dobrych domów...
*******
Tak to się zwykle u młodzieży zaczyna. Najpierw kilka piw, potem coś mocniejszego. Takie wejście w dorosłość. Dalej często trawka, dopalcze, po niej na ogół już bardziej wyrafinowane specyfiki. Bo przecież można zaimponować rówieśnikom. Na tej drodze już tylko o krok od uzależnienia. Czasem, jak w przypadku Jacka, także krok od ”tamtej strony”...
------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
W naszym cyklu artykułów przybliżymy Państwu problem alkoholizmu, pokażemy wielorakie konsekwencje z nim związane, a tym samym postaramy się Państwa przekonać, że lepiej nie sięgać po tę wątpliwą przyjemność i poprzez to uniknąć wielu nieszczęść i cierpień.
Fundacja na Rzecz Promowania Zdrowia, Sportu i Talentów
Salus Et Faculta
w ramach:
Przeciwdziałania uzależnieniom i patologiom społecznym proponuje edukację publiczną z zakresu przeciwdziałania uzależnieniom w formie serii artykułów publikowanych na stronie www.radom24.pl .
Projekt współfinansowany ze środków Gminy Miasta Radom.