Pani Teresa jechała w niedzielę po południu „dziewiątką” z Gołębiowa na Ustronie. Jak twierdzi, nie jest kibicem, więc informacja o derbach umknęła jej uwadze. - Na Struga wsiadło do autobusu ze 20 młodych ludzi w szalikach. Widziałam, że pasażerowie od razu zaczęli się kulić na siedzeniach. A widok policyjnych radiowozów, które szykowały się do eskortowania „dziewiątki”, raczej nam samopoczucia nie poprawił – relacjonuje pani Teresa. - Nie, nie bili się w środku ani nie zaczepiali pasażerów, ale... Cały autobus był ich! Przez całą drogę wrzeszczeli te swoje kibicowskie pieśni, a że z pewnością nie wszyscy byli trzeźwi, po kilkunastu minutach nie tylko byliśmy głusi, ale cała „dziewiątka” cuchnęła piwem. Pewnie na końcowym normalni pasażerowie, którzy wytrwali – łącznie z kierowcą – mieli po pół promila alkoholu we krwi. W imię czego mam coś takiego znosić?! Zwłaszcza, że ja zapłaciłam za przejazd, a część z nich na pewno nie.
Pani Teresa proponuje, żeby kibice po meczach wracali do domów na nogach – w eskorcie policji z psami i radiowozów. - Taki marsz powinien skutecznie studzić ich emocje – twierdzi nasza czytelniczka. Jeśli jest to niemożliwe, ma inną propozycję. - MZDiK informuje o zamkniętych z powodu remontów drogach, o objazdach, o wszelkich utrudnieniach. Czy nie mógłby informować radomian, kilka dni przed meczem, że coś takiego jest i o której godzinie? Dodając, że kibice będą wracać autobusami, więc ci z pasażerów, którzy nie chcą ogłuchnąć i narażać się na bierne picie alkoholu, niech lepiej zostaną w domach – uważa pani Teresa.
Justyna Leszczyńska, oficer prasowy KMP zapewnia, że przejazd miejskich autobusów z kibicami był monitorowany przez policję i nie odnotowano żadnych incydentów. A na chóralne śpiewy policjanci nic poradzić nie mogli.