Na części parkingu przed M1 zgromadzili się miłośnicy sportowych wozów i mocnych wrażeń. - Ale to nie znaczy, że nie jesteśmy wrażliwi – zaznacza pan Janusz, dumnie pokazując cztery serduszka przyklejone do kurtki. - To za datki do puszek, a jeszcze zamierzam się przejechać którymś z tych aut, więc to będzie kolejny datek dla Orkiestry.
Przejażdżka z mistrzem kierownicy kosztuje 20 zł. Jeśli ktoś uznał, że za mało wspomógł maluchy czy przyszłe matki chore na cukrzycę, mógł doświadczenie powtórzyć. A jeżeli po sportowych emocjach zgłodniał, czekała wojskowa kuchnia. I puszka WOŚP-u. Rajdowe miasteczko było oblegane, więc jest nadzieja, że orkiestrowy fundusz znacznie się wzbogacił.
Judyta kwestuje czwarty raz, Mirka drugi. - To fantastyczne doświadczenie! - przekonuje Judyta. - Przez cztery lata tylko raz usłyszałam: „Nie dam, nie popieram tej akcji”. My nie namawiamy nikogo, nie zmuszamy, a ludzie wrzucają nam do puszek pieniądze. Różnie; najczęściej drobniaki, ale trafiają się też banknoty, nawet 50-złotowe. To jest fantastyczne, że ludzie pozbywają się tych pieniędzy z uśmiechem. Naprawdę! Pytają, czy dużo nam jeszcze zostało do wypełnienia puszki, życzą powodzenia. Dzisiaj dwie panie zapytały mnie nawet, czy nie zmarzłam i czy na pewno się ciepło ubrałam. Czuje się taką życzliwość, jakąś wspólnotę... Jest dobrze.
Wiele działo się także na placu Jagiellońskim. Od południa na dużej i małej scenie (w Galerii Słonecznej) grały radomskie zespoły, swoje umiejętności prezentowali członkowie grupy Uprising, a w orkiestrowym sklepiku można było kupić m.in. gadżety WOŚP i rzeczy ofiarowane przez radomskich VIP-ów. Prawdziwym hitem okazało się planetarium Astropark. Przed namiotem kłębiły się tłumy dzieciaków; niektórzy wizytę w planetarium powtarzali, co zmuszało dorosłych do wysupływania kolejnych drobnych z kieszeni. Oczywiście, do orkiestrowych puszek.
Na tyłach dużej sceny na placu Jagiellońskim ulokował się krwiobus. Obok – karna kolejka chętnych do oddania krwi. Wśród nich - pan Marek. - Chcę coś zrobić, jakoś pomóc tym dzieciakom, które przychodzą na świat. Mam dwóch synów; obaj są na szczęście zdrowi, jak rydze, ale nigdy, odpukać, nie wiadomo... Na wolontariusza jestem za stary, do puszki wrzuciłem parę groszy, ale ciągle mam wrażenie, że zrobiłem za mało. Oddam więc krew – tłumaczy pan Marek.
W największej orkiestrze świata grają też policjanci i miejscy strażnicy. - Fajnie jest zobaczyć policjanta z serduszkiem na kamizelce odblaskowej, uśmiechniętego od ucha do ucha albo wrzucić dychę do puszki strażnikowi miejskiemu – śmieją się Sandra i Ola. - Specjalnie szukałyśmy strażnika - wolontariusza, żeby wrzucić datek. - To jest właśnie wielka zasługa Jurka Owsiaka – że zebrał tak różnych ludzi wokół jednego celu, że naprawdę zjednoczył – choćby na te kilka godzin - młodych i starych, bogatych i biednych, ważnych i takich zwyczajnych – uważa Ola. - A kiedy sobie pomyślę, że to za moje pieniądz kupiona została jakaś jedna śrubka czy rurka w strasznie skomplikowanym urządzeniu ratującym życie dzieciaków, to aż mi się coś tam w środku robi...
A na finał orkiestrowego grania – Światełko do Nieba.