Rozporządzenie ministra zdrowia Bartosza Arłukowicza dotyczące zawierania umów między polskimi aptekami, a NFZ weszło w życie 8 grudnia. Podpisanie umowy stanowi jednak ogromny problem dla właścicieli aptek. – Do tej pory czegoś takiego nie było. Podlegaliśmy oczywiście wszelkim kontrolom i tym podobnym działaniom. Od kiedy w życie weszło rozporządzenie ministra zdrowia farmaceuci i właściciele mają mnóstwo obowiązków i restrykcji, których należy przestrzegać– mówi właściciel jednej z radomskich aptek, który chciał pozostać anonimowy.
Umowa z NFZ niesie bardzo duże zagrożenie dla aptek, bo jak mówi właściciel, nakłada na niego szereg sankcji za drobne pomyłki. – Dotychczas mogliśmy korygować błędy na receptach. Teraz, za każdą naniesioną korektę będziemy karani. Ponadto karani będziemy za drobne błędy w systemie komputerowym – wyjaśnia właściciel radomskiej apteki – Aż 95 proc. recept wypisywanych jest ręcznie. Wielu lekarzy pisze bardzo niewyraźnie i nietrudno o pomyłkę np. podczas wprowadzania numeru PESEL.
Za każdą nieprawidłowość jaką wykryje urzędnik Narodowego Funduszu Zdrowia apteka ukarana zostanie karą w wysokości 200 zł i dwoma procentami z półrocznego, jeśli nieprawidłowość zdarzy się pierwszy raz, lub rocznego – jeśli po raz kolejny - obrotu lekami refundowanymi. – To bardzo dużo pieniędzy, zważywszy na fakt, że roczny obrót takimi medykamentami w dużych aptekach możne wynieść miliony złotych – dodaje nasz rozmówca.
Aptekarze mają kilka dni na podjęcie decyzji. – Jeśli umowy nie podpiszemy stracimy prawo do refundacji leków, co niesie ze sobą zagrożenie dla pacjentów, którzy po prostu nie kupią potrzebnego środka. Jeśli natomiast podpiszemy pacjenci mogą być jedynie odsyłani częściej od okienka ze względu na błędy jakie pojawią się na recepcie – mówi właściciel apteki.