Większość z nas zachwyca się tym, co piękne i usiłuje owo piękno odtwarzać. Przecież samo się pcha pod pędzel, obiektyw czy też inne narzędzia, jakimi posługują się artyści wizualni. O wiele trudniej przyznać się do fascynacji brzydotą, a w dodatku zinterpretować ją po swojemu.
Bowiem szpetota w sztuce także musi mieć swój powab. Musi się podobać, pozostając paskudą. To tak, jakby pokazywać postać, scenę bądź sytuację jako pozytyw i negatyw jednocześnie. Tę umiejętność posiadło niewielu rysowników, których zwykło się określać mianem satyryków.
Czy kimś takim jest Edward Lutczyn?
Tak – bo wykpiwa słabe strony współczesnego życia; nie – gdyż nie wskazuje na konkrety, nie odnosi się do realnych zdarzeń, lecz uogólnia. Rzec można, stosuje kpiarską metaforę. Jego pobratymcami byli satyrycy o pokolenie – albo nawet dwa – starsi: Gwidon Miklaszewski i jego „Nasza Syrenka” czy Eryk Lipiński, notujący kreską „Myśli ludzi wielkich, średnich i psa Fafika”. Lutczyn nie uznaje spontanicznego rysowania. Jest zdecydowanie bliżej artystów sztuki pop,u których dziecięca naiwność przedstawień szła w parze z precyzją kreski i cyzelowaniem obrazka.
Lutczyn też szlifuje scenki jak jubiler diamenty. Każda kropka ma znaczenie, każdy cień, kolorystyczne niuanse i dymek z dialogiem zajmują swoje, przynależne im miejsce.
Trudno dziś uwierzyć, że robił to własnoręcznie, bez pomocy nowoczesnej technologii. To się nazywa biegłość manualna: odręcznie malowana kreska, ręcznie wycinane postaci, ręczne prószenie, do tego od ręki, bez poprawek wypisywane teksty – czcionką czytelną, pasującą stylistycznie do obrazków.
A cóż na nich?
Typy i typki jakby ogólnie nam znane, lecz wedle satyrycznego „krzywego oka” – przekrzywione, przeskalowane w swych cechach niby szczególnych, a ogólnych. Lutczyn nie bywa złośliwy, jadowity czy brutalny. Jego żarty dostępne są językowo i intelektualnie dzieciom, ale dorośli też się uśmiechną. Choć zapewne tylko ci, którzy przeżyli (świadomie) transformację, pojmą „historyczne” zaplecze Lutczynowych komiksów.
Komiksów? To tzw. paski, trzyelementowe sekwencje, wielce popularne w gazetach w ubiegłym wieku, dziś już niemal w zaniku (choć jeszcze w niektórych pismach pozostały komiksowe ostańce, acz siła ciężkości przeniosła się na memy), w których akcja rozgrywa się między pierwszym a trzecim kadrem.
Edward Lutczyn ma dystans do dobrodziejstw techniki i technologii. Uśmiechem kwituje neofitów zachłyśniętych cyfrowym światem. I zamiast myszką, wciąż posługuje się tradycyjnymi narzędziami – czego na oko nie widać!
Monika Małkowska
Edward Lutczyn – ur. 1947; rysownik, karykaturzysta, grafik, ilustrator, plakacista, autor rysunków do filmów animowanych. Syn grafika i reżysera Piotra Lutczyna i malarki Bożeny Kubiczek-Lutczyn; urodzony w Heppennheim (Niemcy, Hesja, miasto niedaleko Frankfurtu nad Menem). W 1955 r. zdobył nagrodę w konkursie rysunkowym organizowanym przez tygodnik dla dzieci „Płomyczek”. Absolwent Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie. Debiutował w 1971 r. ilustracjami w tygodniku „Szpilki”. Potem – wielokrotny laureat złotej, srebrnej i brązowej szpilki. Autor siedmiu zbiorów rysunkowych, m.in. „Narysuj mnie tato”, „O dziatkach i dziadkach”, „Czarna seria”. Zilustrował ponad 130 książek dla dzieci. Przez wiele lat współpracował z wieloma tygodnikami i periodykami, m.in. „Student”, „Jazz Forum”, „Przekrój”, „Płomyczek”, „Playboy”. Rysował również w programie telewizyjnym „Butik”. Zaprojektował postaci do dwóch serii animowanego serialu „Czarodziej Oz” (dla wytwórni Semafor). Miał ponad 60 wystaw indywidualnych w Polsce i za granicami kraju.
Wielkoformatowe wydruki z pracami Edwarda Lutczyna zostaną zaprezentowane na murze na patio Elektrowni.
Edward Lutczyn
„Jestem Twoim Nowym Programem”
Wernisaż: 24.06.2022 roku, godz.15.00
Wystawa czynna do 30.09.2022 roku
W ramach cyklu „Kadry pod napięciem”.
Kuratorka wystawy: Monika Małkowska