Tak o artystce i wystawie zatytuowanej "Grunt to pozory" pisze jej kuratorka Monika Małkowska:
„Świat nie jest taki zły, świat wcale nie jest mdły, niech no tylko zakwitną jabłonie. To i milion z nieba kapnie, i dziewczyna kocha łatwiej…”.
Tak znakomicie wiodło się rodakom w latach 60. ubiegłego stulecia, i to za PRL-u – ale tylko w kabarecie. Kwiat jabłoni miał czarodziejską moc: z nieba spadała nie tylko forsa, także złote zęby, a niekiedy nawet parówki. Teraz wszystko dostępne w handlu detalicznym całorocznie, nie tylko wiosną. Błogosławiony kapitalizm.
Jednak… ustroje się zmieniają, a natura ludzka – wcale.
Wciąż naiwnie wierzymy, że oto zostaliśmy kowalami swego losu i możemy go formować jak plastelinę. Tylko trzeba znać zaklęcie-klucz do sukcesu. Abrakadabra i myk, staniemy się piękni, młodzi oraz, rzecz jasna, bajecznie bogaci. Żeby tej zarozumiałej Kaśce z przeciwka z zazdrości opadł sztuczny, napompowany cyc.
Zacznijmy od korekty swej powierzchowności. Otoczeniem zajmiemy się później. Zresztą, kto bogatemu zabroni hodować sentymenty do starego, dobrego kiczu? Albo do zasyfionego podwórka z sypiącą się obórką, w której już dawno nie ma żadnej krowy, za to jest wanna, dmuchany fotel-poducha oraz akcesoria wakacyjne.
Bardzo przydatne obiekty. Przy odrobinie wyobraźni można z nich zaimprowizować luksus.
Jeszcze tylko jakaś sexy kiecka z wyprzedaży, buty, w których wprawdzie chodzić się nie da, lecz zapozować do foci – jak najbardziej. Potem już tylko lekka komputerowa obróbka – można sobie dorzucić długie loki, wyszczuplić sylwetkę, powiększyć usta i pach! Taka fantazyjna wizja leci w świat wirtualny.
W nią wszyscy uwierzą, a zresztą gdyby nawet nie, to tylko ich, tych niedowiarków strata.
Bo autorzy, zwłaszcza autorki tych przepięknych obrazków ufają, że takie zaklinanie losu zadziała. Że kopciuszek przeobrazi się w księżniczkę i zamieszka w złotym pałacu. I że książę, nawet jeśli w istocie jest żabą,
Niestety, rzeczywistość nie odpuszcza. Wciąż jest szpetna, koślawa, bez wdzięku. Real nie chce się zamienić w fake świat. Gdyby chociaż żył jeszcze Warhol, można by go było zastrzelić i stać się sławnym mordercą gwiazdora.
Tak ironizuje Zofia Łuczko, kreując w swym fotograficznym projekcie „U nas nic szczególnego się nie dzieje” podwójną, czy raczej schizofreniczną rzeczywistość. Jej bohaterowie mieszkają tu i teraz, we wcale nie atrakcyjnym otoczeniu. Jednocześnie, pozorują dobrobyt, erotyczne napalenie i sukcesy na każdym polu – a to za pośrednictwem mediów społecznościowych. Wierzą w wirtualną magię, jak niegdyś Agnieszka Osiecka w kwitnące jabłonie.
Kadry Zofii Łuczko są i zabawne, i smutne. Pokazują ludzkie złudzenia – zarazem obnażają naiwność, fałsz i… zerową szansę na realizację oczekiwań.
Ludzie na tych zdjęciach nie cieszą się, w ogóle nie mają pozytywnych emocji. Nawet ci, którym (lub ich rodzicom) poszczęściło się finansowo. Bo co ma biedny/bogaty dzieciak z morza zabawek, markowych ciuchów i perspektywy luksusowych wakacji w kurorcie, skoro brak mu ciepła, zainteresowania bliskich, emocjonującej zabawy z rówieśnikami?
Co złotowłosemu, ślicznemu chłopczykowi po niebieskich oczach, któremu od małego dorośli wmawiają, że ze swą urodą zajdzie daleko? On byłby szczęśliwszy, gdyby po prostu był kochany.
A samotny grubas, który niby relaksuje się na tapczanie w upiornym, zagraconym pokoiku – czy nie widzicie, że nie leni się, tylko cierpi na deprechę? I po co trzem „boginkom seksu” cały ten seks, skoro żaden samiec nimi się nie interesuje?
Świat, jaki jest, nie każdy widzi. Albo nie chce zobaczyć.