Plenerowa wystawa „Gombrowicz” przygotowana została przez muzeum we Wsoli dwa lata temu, w związku z 50. rocznicą śmierci pisarza. Prezentowana była m.in. w Paryżu i Warszawie. Teraz pokazana została w ramach wspieranego przez Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego cyklu wydarzeń zatytułowanych „Gombrowicz w Berlinie”. Jego organizatorem jest berliński oddział Instytutu Pileckiego. - Zostaliśmy zainspirowani przez Jolę Miśkowiec, dyrektor w Ministerstwie Kultury i Dziedzictwa Narodowego – mówi Hanna Radziejowska, dyrektorka oddziału Instytutu Pileckiego. - Historia Gombrowicza była nieupamiętniona, a trzeba przyznać, że Witold Gombrowicz tutaj, w zachodnim Berlinie, to jest początek pewnej historii tworzenia miasta kultury, miasta sztuki. Przyjechał jako jeden z pierwszych stypendystów. Ten program do dzisiaj funkcjonuje – wyjaśnia.
Witold Gombrowicz, jeden z najważniejszych polskich autorów XX wieku przebywał w Berlinie przez rok, od maja 1963 do maja 1964 w ramach stypendium Fundacji Forda. Przyjechał do Berlinia po 24 latach spędzonych w Argentynie. - Berlin był dla Gombrowicza miejscem odkrycia na nowo Europy i odkrycia na nowo swojej pierwszej tożsamości – mówi Anna Spólna z Muzeum Witolda Gombrowicza we Wsoli.
Wystawa, złożona z cytatów z dzieł Gombrowicza i starannie dobranych zdjęć, dokumentuje najważniejsze etapy życia pisarza. Ustawiona została przed Hansabibliothek, w przestrzeni miejskiej, tak, aby w naturalny sposób miało z nią kontakt jak najwięcej ludzi. - Miejsce jest wybrane doskonale, dlatego że jesteśmy w takiej szczególnej przestrzeni, w której z jednej strony mamy bibliotekę, z drugiej stację metra, czyli miejsce tranzytowe, przejściowe, a z trzeciej dzielnicę, w której Gombrowicz część swojego pobytu w Berlinie spędził. W związku z tym jest naprawdę u siebie. Zwykli przechodnie, tacy, którzy być może nigdy o nim nie słyszeli mają okazję przeczytać parę jego słów, także po niemiecku, obejrzeć się w jego fotografiach, które są jednocześnie lustrami. Mogą pomyśleć: „no, on ma nam coś do powiedzenia” - tłumaczy Anna Spólna.
Podczas wernisażu wystawy Anna Spólna z Muzeum Witolda Gombrowicza we Wsoli opowiadała o założeniach ekspozycji. Otwarciu towarzyszyła impreza "Ja, ja, ja... i Berlin" z udziałem Hannsa Zischlera i Olafa Kühla. Hanns Zischler, jeden z najznamienitszych niemieckich aktorów filmowych, znany m.in. z filmów Wima Wendersa, Istvána Szabó, Agnieszki Holland, Stevena Spielberga czy Jean-Luca Godarda, a także reżyser, fotograf i pisarz, czytał fragmenty notatek berlińskich Gombrowicza. Olaf Kühl, slawista, tłumacz i pisarz opowiadał zaś o pobycie pisarza w Berlinie. Choć Berlin był tylko epizodem w życiu autora „Ferdydurke”, jego ślady w stolicy Niemiec widoczne są do dziś. Do dziś też Gombrowicz żyje tu we wspomnieniach osób, które w tamtym okresie go znały. Jedną z nich jest Susanna Fels, fotograficzka. – Poznaliśmy się w kawiarni Zuntz. Gombrowicz powiedział do mnie «pani Zuzanno, za panią płacę. Za resztę nie płacę». No to mówię, dobrze. On w taki sposób rozmawiał – opowiada Susanna Fels.
Na te berlińskie ślady Gombrowicza chcą zwrócić uwagę także organizatorzy wydarzenia. - Myślę, że jest to fascynujące dla berlińczyków, dla Polaków, dla Niemców, żeby pójść jego śladami i zobaczyć, że to było też jego miasto – mówi Hanna Radziejowska.
Instytut Pileckiego podarował Hansabibliothek komplet dzieł Gombrowicza w tłumaczeniu na język niemiecki. Kilka książek przekazało bibliotece także Muzeum Witolda Gombrowicza.
Wystawa otwarta została w ramach trwającego od maja cyklu „Gombrowicz w Berlinie”. Wcześniej w ramach tego cyklu na ścianie budynku, w którym pisarz przez pewien czas mieszkał odsłonięta została tablica pamiątkowa.