Do wypadku, przypomnijmy, doszło 12 października ubiegłego roku parę minut po szóstej rano. Wiozący ludzi do pracy przy zbiorze jabłek vw transporter wyprzedzając inny pojazd – jak się okazało w śledztwie, mana z cysterną– zderzył się czołowo z ciężarowym volvo. Na miejscu zginął kierowca busa, Mirosław B. oraz 15 pasażerów; dwie kolejne osoby zmarły wkrótce potem w szpitalu. Kierowca volvo odniósł lekkie obrażenia.
Prokuratura Okręgowa w Radomiu przez rok ustalała, jak była przyczyna tragedii i który z uczestników ruchu zawinił oraz próbowała znaleźć kierowcę samochodu wyprzedzanego przez transporter na chwile przed wypadkiem.
- Śledztwo zostało umorzone w obu wątkach. W pierwszym przypadku z powodu śmierci sprawcy katastrofy w ruchu lądowym, a w drugim wobec niewykrycia, kim był kierowca ciężarówki, który zatrzymał się po wypadku i odjechał nie udzielając pomocy ofiarom tragedii – mówi prokurator Małgorzata Chrabąszcz, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Radomiu.
Z opinii biegłych wynika, że kierujący transporterem Mirosław B. naruszył zasady bezpieczeństwa w ruchu drogowym wyprzedzając inny pojazd w bardzo trudnych warunkach – była mgła, ciemno i śliska droga; Mirosław B. nie mógł zauważyć jadącego z przeciwka volvo. Ponadto wiózł 17 osób w pojeździe mogącym przewozić ósemkę pasażerów, a więc i masa auta była inna niż przewidział producent. - Kierowca volvo zeznał, że kiedy zobaczył światła transportera, zaczął hamować. Był pewien, iż kierujący busem zrezygnuje z manewru wyprzedzania. Tak się jednak nie stało i doszło do czołowego zderzenia – relacjonuje ustalenia śledczych prokurator Chrabąszcz.
Przyczyną śmierci pasażerów busa były wielonarządowe obrażenia wewnętrzne, a także obrażenia głowy. Okazało się, że z przodu volkswagena siedziały oprócz kierowcy dwie osoby, na tylnym siedzeniu pięć, a reszta rozlokowała się w części transportowej auta, gdzie Mirosław B. sporządził prymitywne, drewniane ławy. Oczywiście, nie miały one żadnych zabezpieczeń.
I kierowca volvo, i kierowca vw transportera w chwili wypadku, jak ustaliła prokuratura, byli trzeźwi. Żaden z nich nie był pod wpływem środków psychotropowych czy odurzających.
Kierowca volvo, który był bezpośrednim świadkiem wypadku, zeznał, że po zderzeniu z busem wysiadł z wozu i zadzwonił po pogotowie. Wtedy to zobaczył stojący około stu metrów od miejsca zdarzenia samochód; wydawało mu się, że to scania z cysterną. Ten pojazd wyprzedzał chwilę wcześniej volkswagen. Kierowca volvo usłyszał trzask, jakby otwieranych drzwi, po chwili drugi trzask i auto odjechało – relacjonuje rzecznik Prokuratury Okręgowej w Radomiu. - Wynikało z tego, że kierowca scanii, choć nic w wypadku nie zawinił, odjechał nie próbując nawet udzielić pomocy ofiarom. Prokuratorzy podjęli wszelkie działania pozwalające ustalić kierowcę tej scanii.
Dzięki zapisom monitoringu miejskiego ustalono wstępnie, że mniej więcej w tym czasie ciężarowa scania jechała przez Nowe Miasto. Kiedy nikt się nie zgłosił na ponawiane wielokrotnie apele, prokuratorzy ustalili właścicieli wszystkich scanii wyprodukowanych w latach 2007-10, przesłuchali ich kierowców i serwisantów. Okazało się jednak, co stwierdził producent scanii, że pojazd na zdjęciu z monitoringu nie jest scanią, tylko manem z cysterną. Prokuratorzy powtórzyli więc całą pracę od początku – tym razem z właścicielami, kierowcami i serwisantami 755 manów. Bez rezultatu; nie udało im się znaleźć kierowcy, który 12 października 2010 roku parę minut po szóstej znajdował się na szosie pod Nowym Miastem.
Umorzenie tego wątku śledztwa nie oznacza, że śledztwo zostało definitywnie zamknięte. Jeśli pojawi się jakakolwiek informacja pozwalająca na ustalenie kierowcy mana, postępowanie zostanie wznowione – zapowiedziała prokurator Małgorzata Chrabąszcz.