Nie ma to jak sobotni, czy niedzielny wypad nad wodę, szczególnie, gdy w mieście upał daje nam się we znaki. Można jechać na Mazury, można do Sulejowa, ale po co. Zalewu w Siczkach nie muszę chyba nikomu przedstawiać. Po „Domaniowie” i zalewie na „Borkach” jest to chyba najbardziej znane i najstarsze podradomskie kąpielisko. Zalew w Siczkach ma jeszcze jedną wielką zaletę. Według wskazań GPS znajduje się od dworca kolejowego jedynie 16 minut i 25 sekund. Biorąc poprawkę na korki, światła itp. przypadki losowe, może to być kilka minut więcej lub mniej. GPS wskazuje optymalny czas jazdy.
Reasumując, po „studenckim” kwadransie możemy pospacerować po molo jak w Sopocie, popluskać się w wodzie jak na Mazurach lub poleżeć na piasku jak... nad Bałtykiem. Jednak, kiedy już przysmaży nas słońce, a w brzuchu zaczynamy słyszeć dźwięki marsza, najwyższa pora pomyśleć o przyziemnych sprawach. I tu właśnie wyłania nam się „perełka gastronomiczna”, czyli coś dla ciała.
W minioną sobotę odbyło się uroczyste otwarcie „Różanej Chatki” stojącej prawie nad samym zalewem. Minęliśmy ją po drodze idąc na plażę. Można tu w miłej atmosferze i przy równie miłej obsłudze, zjeść smaczny obiad. Osobiście polecam pierogi z mięsem i skwarkami, ale jest wiele innych propozycji, takich jak rosół czy świeży, a nie mrożony, dorsz i okoń. Wypić kawę z kawałkiem ciasta z domowego wypieku lub tortu. Dla najmłodszych znajdą się lody i kącik zabaw z zestawem „małego kucharza”.
„Chatka” dopiero jest na „rozbiegu”, ale jak obiecuje właścicielka lokalu, Barbara Różańska, planowane są stałe urozmaicenia tak w menu, jak i w atrakcjach czekających na gości. Już wkrótce pojawi się grill, a zimą koce dla pragnących wypić kawę nie w lokalu, przy kominku, ale na jednym z licznych tarasów widokowych.