25-letni mieszkaniec Pionek zginął pod koniec października ubiegłego roku; jego ciało - osmalone, z licznymi obrażeniami rąk - znalazł przypadkowy przechodzień w budynku, w którym kiedyś produkowano amunicję myśliwską. Wyniki sekcji wskazują, że mężczyzna mógł paść ofiarą wybuchu.
Wezwani na miejsce pirotechnicy znaleźli w pomieszczeniu ślady materiałów wybuchowych; część zreutralizowali, część pobrali do badań.
Sprawa na początku stycznia trafiła do Prokuratury Okręgowej w Radomiu. - Okazało się, że w budynku nadal znajdują się resztki substancji używanych do produkcji materiałów inicjujących do spłonki. Zdaniem pirotechników to bardzo wrażliwe substancje; nawet osmaliny mogą być groźne - tłumaczy prokurator Agnieszka Duszyk, naczelnik V Wydziału Śledczego PO.
Śledztwo prowadzone jest dwutorowo - jeden wątek dotyczy nieumyślnego spowodowania śmierci 25-latka, a drugi ewentualnego niedopełnienia obowiązków poprzez przejęcie budynków Pronitu w stanie stwarzającym zagrożenie dla zdrowia i życia ludzi.
Prokurator Duszyk powiedziała dziennikarzom, że władze Pionek (do miasta należy znaczna część nieruchomości po dawnym Pronicie) rozmawiają ze specjalistyczną firmą na temat utylizacji pozostałości po materiałach wybuchowych na terenie Pronitu. Jeśli nie da się tych substancji zneutralizować, prawdopodobnie budynki trzeba będzie wyburzyć.