Dobrze było zaczynać żniwa w sobotę, jako w dzień poświęcony Matce Boskiej – mówi Adamiec. Czas rozpoczęcia zbiorów nazywano zażynkami. W niektórych regionach początek żniw wyznaczał głos przepiórki i nawet, gdy zboże nie było dość dojrzałe, wychodzono w sobotę na pole, ścinano niewielką ilość zboża i czekano spokojnie na stosowną porę. Żniwa były przecież już zaczęte i z dalszą pracą nie trzeba było się spieszyć.
Kiedy piały koguty, ludzie wstawali do pracy przy żniwach. Zboże zawsze żęto poświęconymi sierpami i kosami. Pierwsze kłosy, ścięte z pól pobłogosławionych znakiem krzyża, układano na krzyż. Czynił to zawsze właściciel ziemi.
Całe żniwa toczyły się w określonym rytmie i porządku. Zboże żęto od świtu do południa. Kośnik – mężczyzna z kosą - ustawiał się do koszenia w taki sposób, aby podcięte łodygi opierały się o zboże, a nie opadały na ziemię. Za nim szła zbieraczka. Trzymała sierp w prawej ręce i podnosiła nim zboże z pokosa, podbierając je jednocześnie lewą ręką. Po uzbieraniu pełnego naręcza zbieraczka przystawała na chwilę, aby wyciągnąć z niego garść łodyg. Podzieliwszy je na dwie części, ukręcała pasek, którym wiązała zboże w snopek. Następnie snopki ustawiano w „dziesiątek” – składający się z dziesięciu snopków. Cztery z nich tworzyły środek, zaś pozostałe opierano po trzy z każdej strony. Podczas ulewnego deszczu żniwiarze kryli się w dziesiątkach.
Gdy słońce stawało w zenicie, żeńcy przerywali pracę, aby się posilić i odpocząć. Wierzono, że właśnie w południowej godzinie na ziemię przybywają demony i duchy: płanetnicy (sprowadzali deszcz w porze żniw), południce (powodowały łamanie w kościach, dusiły śpiących żniwiarzy, porywały dzieci pozostawione przez nieostrożne matki) i dziwożony (wabiły tańcami, kogo porwały mógł umrzeć lub postradać zmysły). Ciemności nocy także kryły w sobie zagrożenie i tajemnicę. Wierzono, że po zmroku człowiek może łatwo paść ofiarą różnych istot z tamtego świata: topielców, diabłów i boginek. W nocy nie wolno było pracować ani jeść chyba, że nastawał czas święta. Ta pora doby była przeznaczona na sen.
Ludność wychodząc w pole, jak i wracając z całodziennej pracy zawsze śpiewała. Kolberg pisał: „Każdy pracował osobno na swoim wydziale, szli zawsze ze słońcem, ze wschodu na zachód, czyli od lewej do prawej strony”. Tylko taki kierunek zapewniał właściwe wykonanie każdej pracy, ponieważ całodzienna wędrówka słońca wyznaczała porządek życia, łączyła wschód z początkiem każdego działania, a zachód z jego końcem.
Jednym z najpiękniejszych zwyczajów żniwnych, była przepiórka – mówi Adamiec. Na polu zostawiano kępę niezżętego zboża, którą opielano (taki zabieg chronił przyszłoroczne uprawy przed chwastami). Końce kłosów zawiązywano słomą, a do środka „czapy” wkładano płaski kamień z chlebem. Ucięte kłosy z przepiórki zbieraczki układały w bukiecik, który - po przyniesieniu do domu - wkładały za święty obraz. Co bardziej zamożni i przezorni dokładali do zestawu ofiarnego szczyptę soli, a nawet monetę. Całość dekorowano kwiatami, gałązkami i owocami. To jednak nie koniec magicznych zabiegów – przepiórkę należało jeszcze trzykrotnie „oborać” i to ciągniętą pod pachy dziewczyną – przodownicą pracy. Wreszcie towarzystwo udawało się na hulankę do karczmy, a ofiarną konstrukcję zostawiano na pastwę myszy i ptaków, między innymi przepiórek. Wierzono, że gdyby nie ta ofiara, szkodniki mściłyby się zaciekle przez cały następny rok.
Żniwa w Polsce trwały dawniej dwa miesiące - od 15 czerwca do 15 sierpnia - a kończono je dożynkami (Święto Plonów). Dożynki obchodzone były w każdym gospodarstwie, gdyż stanowiły nie tylko zakończenie pewnego cyklu prac polnych, lecz były obrzędem, mającym zapewnić dobre plony w przyszłych latach. Jednocześnie były formą dziękczynienia Bogu za urodzaj, a być może również i duchom przodków, gdyż niektóre zwyczaje dożynkowe zdają się nawiązywać do uroczystości zaduszkowych.
Dziś trochę z żalem wspominać możemy te dawne zwyczaje żniwne – dodaje Adamiec. Dobrze jednak, że choć praca na roli – wciąż ciężka, a czasami i mało opłacalna – opiera się dziś w dużej mierze na mechanizacji, co bardzo skraca czas żniw. Osobiście nie wyobrażam sobie polskiego lata i wsi, bez snopów i „przepiórki”, czego pamięć i tęsknotę zachowałem z czasów mojego dzieciństwa, spędzanego na wsi w gospodarstwie dziadków. Tym chętniej wracam do tamtych czasów, aby każdego roku ustawić, choć kilka snopów zbóż.
Żniwa - jak to dawniej bywało?
Słoneczna pogoda sprzyja tegorocznym żniwom. Na polach regionu radomskiego, coraz mniej zbóż, a jedyną pozostałością po niedawnych dojrzałych złotych kłosach, są belki słomy pozostawione przez kombajny. I choć rolnicy chwalą tegoroczny zbiór i jego mechanizację, to zdarzają się jeszcze miejsca, gdzie zboże wciąż wiąże się w snopy. Jak to dawniej bywało ze żniwami – rozmawiamy ze Sławomirem Adamcem, który nie wyobraża sobie polskiej wsi i lata, bez własnego udziału w tradycyjnych żniwach.
Komentarze naszych czytelników
Nikt jeszcze nie skomentował tego artykułu