Dziś temat podjęła „Gazeta Wyborcza”. Na jej łamach, dyrektor Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego, Luiza Staszewska przyznaje, że doszło do pomyłki. „Jest nam wszystkim niewymownie przykro, zwłaszcza doktorowi. Bardzo tę panią przepraszamy” czytamy na portalu GW. I nie byłoby w przeprosinach nic dziwnego, gdyby nie to, że między dyrekcją szpitala najwyraźniej brak porozumienia i współnego frontu, bowiem z-ca dyrektora ds. lecznictwa, Anna Dusińska-Kamińska, zdaje się mówić, że pomyłki są czymś naturalnym. - Ja najpierw muszę porozmawiać z rodziną, dopiero wtedy mogę coś mediom powiedzieć. Ja nie rozumiem dlaczgo takie sprawy od razu muszą trafiać do mediów. Błędy to się zawsze zdarzają. Pewnie przeważyły tu względy dyżuru i zmęczenia. Jest to wyjątkowy sektor, choć zdaję sobie sprawę z tego, że trzeba tu pracować z ogromną czujnością. Ja jeszcze nie rozmawiałam z lekarzem ani rodziną na ten temat. Dopiero po rozmowie z nimi będę mogła przekazać dalsze informacje – mówi Anna Dusińska-Kamińska, z-ca dyrektora ds. lecznictwa w Wojewódzkim Szpitalu Specjalistycznym. Zwróciliśmy uwagę dyrekcji, że założenie gipsu na złamaną nogę nie jest sprawą skomplikowaną. - A pani to w ogóle ma jakieś upoważnienie od rodziny?! - usłyszeliśmy w odpowiedzi.
Przypomnijmy: Poniedziałek, tuż po godzinie 11. Przejście dla pieszych na ul. Żeromskiego. Od strony wiaduktu nad torami kolejowymi jedzie samochód marki renault, który na pasach potrąca dwie kobiety. Obie poszkodowane trafiają do Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego na Józefowie. Podczas pobytu w szpitalu, jednej z pań towarzyszy syn. Personel, który pełni dyżur w tych godzinach, stwierdza złamanie lewego kolana, a dokładnie pęknięcie rzepki. Po założeniu gipsu, pacjentka zostaje skierowana po odbiór dokumentów oraz poinstruowana o tym, aby pojechała do domu. - Wypadek miał miejsce przed południem. Gips został założony dopiero około godziny 15. Kazanao nam odebrać dokumenty i jechać do domu, i tak też zrobiliśmy. Dopiero na miejscu zacząłem przeglądać dokumenty i zorientowałem się, że mamie została zagipsowana nie ta noga! To więcej niż skandal! Nie wiem jak mogło dojść do tak karygodniej pomyłki! To był młody perosonel – mówi syn poszkodowanej (nazwisko znane redakcji).
- Dopiero wtedy okazało się też, że mama podpisała decyzję o wypisaniu ze szpitala na własną rękę. Ale problem polega na tym, że nikt jej nie zadał w ogóle takiego pytania! Ja byłem przy mamie. Jak to jest możliwie, że kilka godzin po wypadku, pacjentka, która została potrącona przez samochód i ma pogruchotaną twarz i głowę od uderzenia o podłoże, zostaje wypuszczona do domu?! - dziwi się syn. - Jak przyjechaliśmy do domu, mamie zrobiło się słabo i zaczeło się kręcić w głowie, dlatego pojechaliśmy do szpitala przy Tochtermana. Tam założono gips na dobrą nogę, i odpowiednio się nią zajęto. Tam, w szpitalu na Józefowie, została ta druga kobieta z wypadku. I ja się martwię, jak się nią zajmą. Ja zamierzam złożyć skargę na szpital – dodaje mężczyzna.