Dopiero w 325 roku sobór nicejski ustalił, że Paschę obchodzić się będzie w niedzielę przypadającą po pierwszej pełni księżyca, zaraz po zrównaniu wiosennym. Sobór zapomniał jednak podać obowiązującą datę zrównania wiosennego, co stało się powodem dalszych nieporozumień, przeciągających się aż po VII i VIII w. Jedni bowiem byli zwolennikami ustalenia jej na 18, inni na 21, a jeszcze inni na 25 marca. Wreszcie za sprawą św. Bedy Czcigodnego i Karola Wielkiego przyjęto ostateczną wersję - 21 marca.
Najwcześniejszy możliwy termin Wielkanocy przypada na 22 marca, a najpóźniejszy - na 25 kwietnia. Na pamiątkę - niewiadomej - godziny zmartwychwstania Chrystusa obchodzi się rezurekcję. To uroczyste nabożeństwo, rozpowszechnione głównie w katolickich krajach słowiańskich, wywodzi się z średniowiecznych misterium pasyjnych. W Polsce rezurekcje wprowadzili bożogrobowcy-miechowici, czciciele męki Chrystusa i Jego zmartwychwstania, sprowadzeni z Jerozolimy do Miechowa koło 1163 roku. Pierwszy opis nabożeństwa rezurekcyjnego pochodzi z XIII wieku. Zaczynało się o godz. 22, a kończyło o północy, jak obecnie liturgia Wigilii Paschalnej w Wielką Sobotę. Dopiero potem ogłoszenie zmartwychwstania przy grobie, procesja i pierwsza msza święta przeniesione zostały na wczesny poranek Wielkiej Niedzieli. Ta okoliczność nie mogła pozostać obojętna na obyczaj ludowy.
W niedzielę o najwcześniejszym świcie, między trzecią a piątą, męska młodzież urządzała po wsiach głośne przemarsze z bębnem, by zbudzić mieszkańców na rezurekcje. Hałaśliwe bicie w bęben miało przypominać grzmot i trzęsienie ziemi, bowiem wierzono, że zjawiska te towarzyszyły chwili otwarcia grobu i zmartwychwstaniu. Kiedy msza rezurekcyjna odbywała się dokładnie godzinę po wschodzie słońca, przy sprzyjającej pogodzie tę poprzedzającą godzinę lud wykorzystywał na obserwację samego wschodu. Ludzie spieszyli na wzniesienie, by najlepiej dostrzec wynurzającą się słoneczną tarczę. Podobno wówczas pojawiał się nad nią baranek z chorągiewką. Po rezurekcji można było zasiąść do wielkanocnego śniadania.
We wszystkich domach rozpoczynano - podobnie jak dziś - od dzielenia się poświęconym jajkiem. Śniadanie przeciągało się zwykle do popołudnia, a ten pierwszy dzień świąt spędzano głównie w gronie rodzinnym. Gałązki barwinka lub bukszpanu przyozdabiały zwoje kiełbasy, nos pieczonego prosięcia, szynkę, nadziewany wątróbką brzuszek kapłona, kawałki korzenchrzanu, baranki z masła, biało lukrowaną babę z rodzynkami.
Na dworze królewskim za czasów Władysława Jagiełły do wypiekania wielkanocnych strucli z serem zużywano 800 jaj, worek białej mąki i 3 kopy serów. Jajka się nie tylko jadło w pierwszy dzień Wielkanocy. Tradycja było tłuczenie jaj, na które po południu gromadziła się młodzież. Stukano pisanką o pisankę. Czyja wytrzymała i nie pękła, tej właściciel otrzymywał w nagrodę tę nie uszkodzoną kraszankę. Zawsze trafiło się jajko o wyjątkowo twardej skorupie. Takie przysporzyło temu, kto je trzymał, całą kobiałkę jajek. Na podstawie książki Romana Landowskiego „Dawnych obyczajów rok cały. Miedzy wiarą, tradycją i obrzędem” (Bernardinum, Pelplin 2000), Ewy Ferenc „Polskie tradycje świąteczne” (Drukarnia i Księgarnia Św. Wojciecha, Poznań 2000), „Wielkanoc w polskiej kulturze” (W drodze, Poznań 1997).