Według burmistrza Staszowa Romualda Garczewskiego, cytowanego przez Portal Samorządowy, pomysł jest godny rozważenia, m.in. dlatego, że po kilku kadencjach samorządowiec ma utrudniony powrót na rynek pracy, także ze względów politycznych.
Zwolennikiem tej inicjatywy jest także prezydent Nowej Soli – Wadim Tyszkiewicz. Jego zdaniem dzisiejsze oczekiwania społeczeństwa, by włodarz miasta zarabiał najniższą krajową, pracował 12 godzin dziennie, brał pełną odpowiedzialność za swoje decyzje i przy okazji dobrze rządził są nierealne.
– Tak się nie da. Najlepsi pracują dziś w Warszawie w instytucjach finansowych za 100 tys. zł miesięcznie. Oni nie pójdą do samorządu, bo po co? Dlatego jeśli chcemy mieć najlepszych ludzi w samorządach, musimy zastanowić się też nad emeryturami dla nich – przekonuje Tyszkiewicz.
To jest praca przez 7 dni w tygodniu i wielka odpowiedzialność
Piotr Szprendałowicz – radny niezależny przyznaje, że faktycznie praca samorządowca jest wyeksplatowująca, do tego stopnia, że po kilku latach człowiek jest wyniszczony psychicznie i fizycznie. - Zwykle bowiem, jeśli ktoś się angażuje, to pracuje się przez siedem dni w tygodniu po kilkanaście godzin dziennie – tłumaczy. Jednocześnie przyznaje, że będąc w zarządzie województwa wielokrotnie miał poczucie, że wynagrodzenie samorządowca wcale nie jest wysokie wobec odpowiedzialności, jaką się ponosi.
- Często odpowiada się swoim majątkiem za budżety wielomiliardowe, a wynagrodzenie jest na poziomie średniego managera średniej firmy – wyjaśnia. Poza tym, według radnego faktycznie, pełniąc tego typu funkcje zwykle z ramienia jakiejś organizacji politycznej, można mieć później problem ze znalezieniem pracy ze względu na swoją przynależność. Jednak w jego opinii w tej kwestii ktoś poszedł za daleko.
– Myślę, że to nie tędy droga. Przecież te osoby posiadają duże doświadczenie, wiedzę i kontakty, które należałoby w jakiś sposób wykorzystać – mówi Szprendałowicz i podaje przykład Stanów Zjednoczonych, gdzie funkcjonują specjalne instytuty, w których znajdują zatrudnienie takie osoby, pomiędzy zakończonym sprawowaniem jednej funkcji, a przed rozpoczęciem sprawowania innej. W tych instytutach przygotowuje się różnego rodzaju opracowania czy udziela porad. Zdaniem radnego, jeśli ktoś już wszedł na tą karuzelę polityczno-samorządową – zwykle już na niej pozostaje, zmieniają się tylko jego funkcje i stanowiska.
- Z drugiej strony Polska nie jest na tyle bogatym krajem, by przyznawać politykom dodatkowe uposażenia. Poza tym uważam, że nie byłoby to zrozumiane przez opinię publiczną – tłumaczy Piotr Szprendałowicz.
Nikt nikogo nie zmusza do przynależności do partii
Zdaniem radnego Adama Włodarczyka (SLD) pomysł, by samorządowcom po kilku aktywnych kadencjach i niewygranych wyborach przyznawać prawo do emerytury to bzdura i czysta parodia. – Jeśli nie chcą być wójtami to nich nie będą, a nie oczekują tworzenia nowych przywilejów. A niby dlaczego? Czy mało zarabiają? – pyta z oburzeniem. Według niego samorządowcy nie powinni liczyć na to, że ludzie zaakceptują kolejną grupę, która będzie chciała żyć na koszt społeczeństwa. – Mnie nikt nie pomagał, gdy po kilku latach wracałem na rynek pracy. Jeśli ktoś sobie nie potrafi na tym rynku poradzić, to szuka pretekstów by go wspierano – podsumowuje.
Także według Kazimierza Woźniaka (Radomianie Razem) i Wiesława Wędzonki (PO) ten pomysł jest zły. – To wygląda tak, jak by władza chciała sobie kolejne przywileje tworzyć. Jeśli ktoś chce być w partii i polityce, powinien liczyć się, ze wszystkimi tego konsekwencjami. Czy ci samorządowcy myślą, że na innych stanowiskach pracy ludzie nie są wyeksploatowani? To jest jakieś nieporozumienie. Jeżeli te emerytury miałyby być płacone z pieniędzy podatników to ja się nie zgadzam – ucina Kazimierz Woźniak.
Lepiej ograniczyć liczbę kadencji do dwóch
Zdaniem Wiesława Wędzonki dobrym pomysłem byłoby natomiast ograniczenie długości kadencji maksymalnie do dwóch. – Zawsze, jak życie pokazuje, jeśli ta kadencja jest dłuższa, zaczynają się dziwne rzeczy dziać w gminach. Te gminy często stają się gminami rodzinnymi – tłumaczy radny.
Również przewodniczący klubu radnych PiS - Jakub Kowalski jest przeciwnikiem tego pomysłu. Jego zdaniem, każdy na swoją emeryturę powinien sam zapracować. - Nie może być tak, że ktoś jest dwie czy trzy kadencje i z tego tytułu ma już prawo do emerytury. Ten pomysł jest absurdalny i niczym nie uzasadniony – mówi radny.
Chcesz szybciej dowiadywać się o nowych wydarzeniach i czytać najświeższe newsy? POLUB NAS NA FACEBOOKU. ZRÓB TO TERAZ >>
Wcześniejsze emerytury dla prezydentów. Pomysł godny rozważenia czy parodia?
Część wójtów, burmistrzów czy prezydentów domaga się, by po kilku kadencjach, jeśli nie zostali wybrani, przyznawać im prawo do emerytury – poinformował Portal Samorządowy. Jak do tej propozycji odnoszą się radomscy politycy?
Komentarze naszych czytelników
Nikt jeszcze nie skomentował tego artykułu