Pracuje na osiedlu socjalnym przy ul. Marii Gajl. Z jakimi problemami na co dzień się Pan spotyka?
W dzielnicach socjalnych Radomia mamy nawarstwienie różnych problemów społecznych, od alkoholizmu, poprzez przemoc, narkotyki, wyuczoną bezradność po problemy natury materialnej. Uważa się, że przy ul. Marii Gajl jest szczególne nagromadzenie tych problemów, mówi się nawet o getcie, slumsach, zaś jej młodzi mieszkańcy - by pokazać, że może być inaczej - nazwali ją wyspą.
Jak tłumaczą na około są pola, lasy i nagle bloki, daleko od miasta. Są daleko od centrum i mają utrudniony dostęp do dóbr kultury, sztuki czy sportu. To sprawia, że są jakby wyalienowani ze społeczeństwa. Jak mi opowiadają, czują się tu jakby w innym świecie, gdzie panują inne zasady niż w centrum Radomia. Tu norma jest to, co dla reszty jest nienormalne.
Co Pan ma na myśli?
Kradzieże, pobicia czy ciągłe libacje. I tu nie chodzi tylko o ul. Marii Gajl, ale też o inne dzielnice: przy ul. Mroza, Potkanów czy ul. Wolanowską nazywaną Meksykiem. Urzędnicy, nawet media ostrzegały nas przed wchodzeniem tam. Było bardzo trudno dotrzeć do dzieciaków i ich rodzin, ale udało się. Doszliśmy do takich relacji, że zostaliśmy jakby przyjaciółmi. Zapraszają nas na swoje rodzinne uroczystości, wesela, chrzest, komunie, śluby ale i pogrzeby rodziców, czy dziadków. To pokazuje jak nasza praca dużo może zmienić.
Wymienił Pan wiele patologii, a która z nich jest największym problemem?
To brak zagospodarowanie czasu wolnego, brak w tych dzielnicach miejsc do spędzania czasu w sposób prawidłowy i zdrowy. I wtedy pojawiają się kradzieże, włamania, pobicia, nałogi - bo to najprostsze. Nawarstwienie tych problemów powoduje, że dzieciaki mają negatywny obraz dorosłych. Sa świetnymi obserwatorami.
Ale żeby było jasne - nie wszyscy na tych dzielnicach są źli. Są też bardzo dobrzy ludzie, nie będący tzw. patologią. Ale znaleźli się w tym miejscu, bo np. stracili pracę. Teraz starają się na nowo odnaleźć. Niektórzy tu trafili, bo po prostu tu dostali mieszkanie - byli pracownikami MOPS, kuratorami społecznymi.
Jakieś pozytywne przykłady dzieci, które się wybiły.
Nie chce wymieniać nazwisk. Po przez ciągłą pracę z dzieciakami, poświęcanie im czasu 3-4 razy w tygodniu, po przez akcje od turniejów piłki nożnej, przez festyny rodzinne po imprezy wyjazdowe, na których dzieciaki uaktywniają swoje zdolności, można wiele osiągnąć.
Np. ja i pan Adam Sobień prowadzimy warsztaty rzeźbiarskie w Muzeum Wsi Radomskiej i w Arce. Nasi podopieczni uczą się też wtedy nie tylko rzeźbić ale też relacji z różnymi ludźmi, spoza swojego środowiska. Jeździmy na ryby, sami nas na nie zapraszają. Ale szczególnie postawiliśmy na sport, bo jest dużo zdolnych dzieciaków. I nie chodzi tylko o piłkę nożną, ale też np. o boks, siatkówkę, koszykówkę.
Znam jednego z chłopców, jest w kadrze Mazowsza, wygrał z nią turniej ogólnopolski...
Tak, wiem o kim pan mówi. Takie pozytywne przykłady pokazują innym, że można wiele osiągnąć systematyczną pracą i nieważne jest skąd pochodzisz. Podczas naszych zajęć ustalamy zasady, które trzeba przestrzegać, np. nie wolno palić. Na początku było dużo wulgaryzmów, teraz ci sami chłopcy i dziewczęta potrafią już inaczej wyrażać swe emocje. Przez szacunek do nas, uczą się szacunku do dorosłych np. rodziców.
Udaje się też ratować naszych podopiecznych przed trafieniem do zakładu poprawczego czy ośrodka socjoterapii ponieważ pomagamy im nawiązać nowe relację ze szkołą. Zaczynają się uczyć, zaczyna im zależeć, bo widzą, że przez naukę mogą coś osiągnąć.
Jak układa się wasza współpraca z nauczycielami?
Nasi podopieczni chwalą się pucharami z różnych rozgrywek swoim nauczycielom, którzy do tej pory źle ich postrzegali. Raz po warsztatach przynieśli swoje rzeźby nauczycielom w prezencie. Ale nauczyciele nie uwierzyli, że to ich praca. I traf chciał, że do tej szkoły na spotkanie autorskie przyjechał Adam Sobień. A nauczyciele ich spychają na dalszy plan, bo są źli, bo się nie nadają, bo nie potrafią się zachować. A Adam Sobień wita się z tymi dzieciakami i mówi: - Oni są ze mną, przychodzą na moje warsztaty rzeźbiarskie. Nauczyciele byli w szoku. Dostali potwierdzenie od rzeźbiarza ludowego, że te dzieciaki są pozytywne. I nauczyciele zaczęli zmieniać swoją opinię i podejście do nich.
Te dzieciaki mają talenty, ale często stłumione, staramy się je ujawnić i pomóc rozwinąć by nie zostały zaprzepaszczone z winy rodziców czy nauczycieli, którzy mają stereotypowe myślenie, że jak ktoś jest dzielnicy socjalnej to musi być zły. A to nieprawda, bo często mają duży kapitał np. społeczny. Podczas turnieju piłki nożnej jedni są sędziami, inni zajmują się oprawą muzyczną. Wchodzą w role wolontariuszy. I o to chodzi w tej pracy. Nie o danie gotowego rozwiązania, ale pokazanie tym dzieciakom alternatywy. Trzeba im uświadomić wybór: możesz iść z nami na ciekawe zajęcia, albo dalej siedzieć na dzielnicy, ćpać, pić i mieć problemy jak np. twoi rodzice.