Niedziela 24 listopada
Emmy, Flory, Jana
RADOM aktualna pogoda

Tradycja i dzień współczesny listopadowych świąt

mawi 2014-11-02 11:25:00

O tradycjach i dawnych zwyczajach listopadowych świąt oraz o największej radomskiej nekropolii – Cmentarzu Rzymskokatolickim, przy ul. Limanowskiego – rozmawiamy ze Sławomirem Adamcem, historykiem, Wiceprzewodniczącym Społecznego Komitetu Ochrony Zabytkowego Cmentarza Rzymskokatolickiego w Radomiu.

1 i 2 listopada to szczególne dni w roku, kiedy wspominamy tych, którzy odeszli. Ludzkość od zarania dziejów starała się zachować w pamięci swoich przodków i dawała temu wyraz w wielu obrzędach, widząc obowiązek, a wręcz moralny obowiązek czczenia przodków. Listopadowe święta, mają w kulturze i w każdym kraju swoje odpowiedniki. Praktycznie w całej Słowiańszczyźnie, także w Rosji, obchodzi się je w formie Święta Wszystkich Świętych.
 
Jak w dawnych czasach czczono pamięć o zmarłych?
 
– Na początek należy bardzo wyraźnie rozróżnić oba listopadowe święta. Pierwszy listopada to uroczystość ku czci tych, którzy są już zbawieni i cieszą się życiem wiecznym. Drugi dzień listopada jest natomiast dniem modlitwy za ludzi zmarłych, którzy dopiero oczekują na ostateczne spotkanie z Bogiem.
 
W dawnych czasach Dzień Wszystkich Świętych był uroczystością radosną. Podkreślał to biały kolor szat liturgicznych, używanych w tym dniu podczas Mszy świętej. Natomiast Dzień Zaduszny został wprowadzony do liturgii Kościoła dopiero w X wieku. Zaczęto wtedy sprawować msze żałobne za dusze zmarłych, jako przeciwwagę dla powszechnych w Europie pogańskich obrzędów zadusznych.
 
No właśnie, nasi słowiańscy przodkowie wierzyli w życie pozagrobowe i tajemniczy świat zmarłych, rządzący się własnymi prawami.
 
- Jeszcze w połowie XIX wieku na pograniczu litewsko-białoruskim powszechne było odprawianie „dziadów”, czyli obrzędów ku czci zmarłych, choć występowały w nich również znaki i symbole religijne. Ten obrządek stał się dla Adama Mickiewicza inspiracją do napisania narodowego dramatu „Dziady”. W XIX wieku powszechnie, bowiem wierzono, że jadło i napoje mogą pokrzepić dusze i pomóc w drodze do wiecznego zbawienia. W wigilię dnia zmarłych piekło się więc specjalne chleby i pierogi, gotowało bób, kaszę, kutię i wraz z wódką pozostawiało się na noc na stole dla dusz zmarłych. U prawosławia na grobach, u katolików na domowych stołach.
 
Wieczorem zostawiano uchylone drzwi wejściowe, aby dusze zmarłych mogły w swoje święto odwiedzić dawne mieszkania.
 
- Tak; był to znak gościnności, pamięci i życzliwości. W zwyczaju było również nawoływanie zmarłych po imieniu. Wierzono, że dusze doświadczają głodu i pragnienia, potrzebują wypoczynku i bliskości krewnych. Obowiązkiem żywych było zaspokojenie tych pragnień, gdyż obrażone czy rozgniewane mogły straszyć, wyrządzić szkody, sprowadzić nieszczęścia czy przedwczesną śmierć. W całej Polsce ugaszczano obficie żebraków i przykościelnych dziadów, ponieważ wierzono, że ich postać mogła przybrać zmarła przed laty osoba. W zamian za jadło zobowiązani byli do modlitwy za dusze zmarłych. Takie obrazy odnajdujemy m.in. u Reymonta w „Chłopach”.
 
Już wtedy na groby przynoszono i zapalano ogień. Czy służył, tak jak dziś, symbolicznemu uczczeniu pamięci zmarłych?
 
- W noc zaduszną, aż do świtu na cmentarzach, rozstajach i w obejściach rozniecano ogniska, których zadaniem było wskazywanie drogi błąkającym się duszom. Popularne było również palenie ognisk na mogiłach samobójców i ludzi zmarłych tragicznie, którzy zwykle byli grzebani za murem cmentarnym. Chrust na te ogniska składano w ciągu całego roku Wierzono, że ogień palony na grobach samobójców ma moc oczyszczającą umarłych, daje również ochronę żywym przed złymi mocami, które mogły być obecne w takich miejscach.
 
Dzisiaj jest to już tylko nasza lampka lub znicz pamięci.
 
- Dzisiaj wszystko wygląda inaczej. Dawne praktyki zostały zastąpione kwiatami i palonymi na grobach zniczami. Płomień miał być szczególną pomocą dla cierpiących dusz. W naszych czasach zapalane na grobach znicze są symbolem żywej pamięci o zmarłych, symbolizują też Chrystusa i wiekuistą światłość. Składa się też ofiary na tzw. Wypominki, wypisując imiona zmarłych na kartkach i prosząc, by cały Kościół modlił się za nich.
 
Szczególnie w tych dniach, podczas rodzinnych spotkań często wspominamy naszych zmarłych. Wspominkowy charakter mają Zaduszki, które zaczęto bezwiednie łączyć z 1 listopada. W pewnym momencie zatraciła się ta granica między Zaduszkami, a dniem Wszystkich Świętych.
 
- Raz jeszcze powiedzmy, 1 listopada to uroczystość ku czci tych, którzy są już zbawieni i cieszą się życiem wiecznym. Nawet w czasach PRL, kiedy wiadomo, jak władza traktowała święta kościelne, zawsze był to dzień wolny od pracy. Z tą różnicą, że wtedy mówiło się Święto Zmarłych. I tak w świadomości ludzi zostało.
 
W naszej świeckiej świadomości granice się zatarły i oba święta zrównały ze sobą. Polacy wyróżniają się katolicyzmem, kanon wiary nakazuje im w tym dniu pójść na cmentarz i zapalić świeczkę zmarłym. Nasza pamięć jest kalendarzowa: mówimy 1 listopada, więc trzeba iść na groby.
 
Czy to święto tak ważne w Polsce jest równie popularne w innych krajach?
 
Brytyjczycy wrzucają do ogniska kamienie, warzywa, orzechy, wszystko by odgonić złe duchy. Istniał również zwyczaj robienia zagłębienia w rzepie lub dyni i wstawiania zapalonych świec, które odganiały złe duchy z domu.
 
W Meksyku i na Filipinach – w tych krajach (i w innych katolickich krajach pozaeuropejskich), Dzień Wszystkich Świętych ma charakter bardzo radosny. W Meksyku urządzane są zabawy i różnego rodzaju maskarady z akcesoriami wyśmiewającymi śmierć. Z kolei na Filipinach w tym dniu cmentarze zapełniają się całymi rodzinami, ustawia się namioty, w których urządzane są huczne biesiady.
 
W Stanach Zjednoczonych – podczas Halloween odbywają się tam uliczne parady i zabawy do białego rana. W ciągu dnia grupki dzieci, przebrane za bajkowe cudaki, wędrują od domu do domu i gdy drzwi się otworzą, wołają do gospodarzy: “psota albo poczęstunek”. O zmierzchu na ulicy można też spotkać czarownice, duchy i kościotrupy.
 
W Skandynawii Zaduszki są ruchomym świętem i przypadają w pierwszą sobotę listopada. Na każdym cmentarzu znajduje się tzw. zagajnik pamięci, w którym rozsypuje się prochy zmarłych, którzy nie chcieli tradycyjnego pochówku.
 
W Niemczech obchodzi się tzw. Totensonntag, przypadający w ostatnią niedzielę roku kościelnego. W tym dniu także część polskich protestantów odwiedza groby swoich bliskich.
 
W tradycji rosyjskiej zmarłych wspomina się w Niedzielę Wielkanocną. Tego dnia Rosjanie całymi rodzinami gromadzą się przy grobach swoich najbliższych.
 
Kiedyś cmentarz spełniał trochę inną rolę niż obecnie i odwiedzano dość rzadko. Dzisiaj cmentarze są miejscami urządzonymi na wzór parku, gdzie się spaceruje, są ławki i można usiąść, pomodlić się czy poddać zadumie. W przeszłości to Dzień Zaduszny był czasem jedynym w roku, kiedy się odwiedzało groby. Dlaczego?
 
- Dawniej rzeczywiście przestrzeń cmentarza i grób w świadomości ludzi był miejscem sacrum, które napawało trwogą. Nie chodziło się na cmentarz, bo tam grzebani byli zmarli, było to miejsce wyłączone poza obszar ludzi żyjących. Kiedyś bardzo wyraźnie odgradzano sferę sacrum i profanum, sferę światła i ciemności, żywych i umarłych. Cmentarz należał do świata zmarłych, starano się tam nie chodzić, jeśli nie było to konieczne.
 
Pamięć o zmarłych przekazywano ustnie z pokolenia na pokolenie. Wspominano ich przy okazji Bożego Narodzenia czy Wigilii. W wielu zakątkach kraju znanym zwyczajem było wywoływanie zmarłych przodków, aż do siódmego pokolenia. Takie spraszanie ich np. na wieczerzę wigilijną.
 
Powiedzmy zatem nieco o historii ponad 200-letniej radomskiej nekropolii, o Cmentarzu Rzymskokatolickim, przy ul. Limanowskiego.
 
- Początki najstarszej nekropoli Radomia i jednej z najstarszych i najlepiej zachowanych w Polsce, sięgają roku 1812. Spoczywa na niej ponad 200 tys. zmarłych, a wśród nich są m.in. powstańcy styczniowi, legioniści Piłsudskiego, żołnierze z Kampanii Wrześniowej, czasu II wojny światowej oraz żołnierze armii gen. Władysława Andersa, którzy walczyli pod Monte Cassino i zmarli po powrocie do Polski na Ziemi Radomskiej.
 
Na cmentarzu przy ul. Limanowskiego pochowani są również: malarz-batalista Józef Brandt i doktor Ludwik Przybyło oraz znani radomscy kapłani: bp Paweł Kubicki, bp Edward Materski, bp Stefan Siczek oraz ks. inf. Jerzy Banaśkiewicz. Cmentarz przez ostatnie lata stał się, przede wszystkim dzięki staraniom dyrektora nekropolii ks. Piotra Zamarii oraz Komitetu i wszystkich darczyńców, pięknym przykładem pamięci o zmarłych oraz materialną i duchową wartość sztuki sepulkralnej.
 
Państwo jako Społeczny Komitet Ochrony Zabytkowego Cmentarza Rzymskokatolickiego w Radomiu, podejmujecie prace związane z renowacją zabytkowych nagrobków radomskiej nekropolii. Dzięki funduszom zebranym podczas kwesty udało się już uratować wiele cennych nagrobków.
 
- Od roku 1995, tj. od początku istnienia Komitetu przeprowadziliśmy renowacje 18 pomników nagrobnych, wśród których były takie, które znajdowały się w stanie niemal całkowitej destrukcji. Za każdym razem były to prace bardzo skomplikowane, pod względem konserwatorskim i bardzo kosztowne. Najdroższą z naszych realizacji był strzelisty, żeliwny, neogotycki nagrobek typu baldachimowego, z końca XIX w., rodziny Dzikowskich. Całkowita wartość tej renowacji, zakończonej w 2007 r., to 121 tys. zł.
 
Odrestaurowaliśmy również m.in. pomniki: żeliwny Rodziny Herdinów (kw.4A), pomnik Marianny Pentz, neogotycki grobowiec z piaskowca - Twardzickich (kw. 12A) i Kociubskich (kw.10A) oraz groby dziecięce - Stefci Lewandowskiej (kw.11A), Stasia i Luci Kędzierskich (kw. 11A), dzieci z rodziny Wielochowskich (kw. 5A).
 
W ostatnich latach (od 2011r.) zostały odnowione również nagrobki: kamienny Franciszki Ogińskiej (kw.11A), rodziny Nowickich (2013r,) Franciszka Truszkowskiego (kw.4A); oraz żeliwne nagrobki Ignacego Karpińskiego (kw.3A) oraz Ludwika Przybyłki (kw.4A).
 
W tym roku, po raz pierwszy w historii Komitetu, udało się państwu zrealizować dzięki społecznej ofiarności, aż dwie i to bardzo kosztowne renowacje; nagrobki rodziny Kobierskich i Piotra Błochowicza oraz rodziny Mierzyńskich.
 
- Rzeczywiście pierwszy raz w naszej 19-letniej działalności udało nam się odnowić dwa nagrobki, kosztem ponad 60 tys. zł. Grób rodziny Mierzyńskich (m.in. Floriana Mierzyńskiego, sędziego pokoju z Radomia), to jeden z najcenniejszych i unikatowych żeliwno - piaskowych grobów na radomskiej ponad 200-letniej nekropolii. Wierzchnią płytę grobowca okala ciekawa pod względem artystycznym, secesyjna balustrada. Renowacji grobu, bardzo mocno uszkodzonego przez upływ czasu, podjęła się pracownia Grzegorza Świerczyńskiego, której wartość to ponad 31 tys. złotych.
 
Druga z tegorocznych renowacji, to odnowa nagrobka, rodziny Kobierskich i Piotra Błochowicza, który tworzy jedyna na naszym cmentarzu żeliwna stela z lat 50. XIX w. Koszt tej realizacji, to również suma ok. 30 tys. Jesteśmy bardzo dumni z tegorocznych realizacji, ale przede wszystkim wdzięczni wszystkim, którzy składają darowiznę w czasie kwest na cmentarzu. Wszystko to stanowi naszą wspólna cząstkę w dziele duchowej i materialnej adopcji zabytkowych nagrobków.

Komentarze naszych czytelników

Nikt jeszcze nie skomentował tego artykułu

Dodaj komentarz

Nie przegap

RADOM aktualna pogoda

Nasza strona wykorzystuje pliki cookies.

Strona używa cookies i podobnych technologii m.in. w celach: świadczenia usług oraz prowadzenia statystyk. Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień Twojej przeglądarki oznacza, że będą one umieszczane w Twoim urządzeniu końcowym. Pamiętaj, że zawsze możesz zmienić te ustawienia.

Akceptuję, nie pokazuj więcej
Polityka prywatności Ochrona danych osobowych