Marek Wiatrak: - Jest Pan za, czy przeciw ograniczeniu handlu w niedziele?
Thomas Renard: - Jestem za całkowitym zakazem, jeżeli wszystkie markety zostaną zamknięte, a mniejsze podmioty, które na co dzień mają problemy, będą mogły otwierać swoje sklepy. Przy zamknięciu dużych sklepów pozytywnym objawem byłoby właśnie ożywienie tych mniejszych, osiedlowych sklepików. Ale pomysłodawcy zakazu muszą wiedzieć, że np. w przypadku mojego obiektu zamknięcie go w niedziele oznacza zwolnienie 10-15 procent pracowników. Jeśli każdy zrobi jak ja, to dla miasta będzie bardzo źle. A przypomnę, że ze wszystkich hipermarketów w naszym mieście tylko my płacimy podatki w Radomiu. Przy zakazie tych podatków będzie mniej.
- Ale zaraz, czy ja dobrze rozumiem? Twierdzi Pan, że przy ograniczeniu handlu w niedziele, które ma polegać na tym, że sklepy będą mogły być otwarte do godz. 12, lub może innej późniejszej, zwolni Pan z pracy 10-15 procent załogi. Przecież to może być ledwie pół dnia handlowania mniej w porównaniu z tym co mamy obecnie…
Ale ja w ogóle nie będę otwierał w niedziele, bo to już teraz się nie opłaca. Dla nas niedziela jest częściej kosztem niż zyskiem. Wcale nie jest tak, że w niedzielę mamy więcej klientów. A jeśli policzyć wszystkie koszty, a głównie podwójne płace pracowników, to ten dzień robi się najsłabszym w tygodniu.
Powtórzę - ja jestem w ogóle za zakazem handlu w niedzielę. Zgadzam się z tym co mówi Kościół, że niedziela powinna być dla rodziny i zamknięte powinny być wszystkie markety, a otwarte tylko małe sklepy i stacje benzynowe. To też dobre rozwiązanie dla rynku, bo te małe podmioty w tym jednym dniu mogą zarobić więcej i utrzymać się na nim. A jeśli chodzi o markety, to wiemy, że jak klienci nie będą mogli zrobić zakupów żywności w niedzielę, zrobią je w piątek, czy sobotę.
- Dla Pana niedziela jest najsłabszym dniem, a handlowcy z galerii handlowych twierdzą coś zupełnie odwrotnego. Mówią, że przez dwa dni weekendu zarabiają tyle samo, a często nawet więcej, niż przez resztę tygodnia. Przekonują, że dla nich zamknięcie sklepów w niedziele to być albo nie być w biznesie.
- Mówiąc prawdę, na ich miejscu mówił bym to samo i się nie godził na zakaz. Rozumiem ich argumenty. Np. w sklepach tekstylnych klient kupuje wtedy kiedy ma wolne. Mniej wolnych dni handlowych oznacza dla tej branży spadek obrotów.
To dotyczy też innych branż, ale już nie spożywczej Tu jest inaczej - żywność klient musi kupić, jak nie w niedzielę, to w sobotę zrobi większe zapasy.
Przeciwnicy ograniczeń w handlu dowodzą, że w niedziele większość klientów hipermarketów to przyjezdni z Pionek, Białobrzegów, Przysuchy, Wierzbicy… Dlaczego pozbawiać tych ludzi możliwości zrobienia zakupów w sklepach wielkopowierzchniowych, a ich właścicieli, pracowników i najemców zysków z nimi związanych?
Samochody z rejestracjami spoza Radomia widać już w piątek i sobotę. Przy zakazie handlu w niedziele, ludzie spoza Radomia przyjeżdżać będą częściej w te dwa wcześniejsze dni. Tak więc klienci sobie z zakazem poradzą, a małe sklepy dzięki niemu ożyją. Jedyny negatywny punkt to wzrost bezrobocia. Jeśli każdy market zwolni ludzi, to dla miasta konsekwencje mogą być tragiczne.
Chcesz szybciej dowiadywać się o nowych wydarzeniach i czytać najświeższe newsy? POLUB NAS NA FACEBOOKU. ZRÓB TO TERAZ >>