Proces beatyfikacji i kanonizacji papieża Jana Pawła II był jednym z najkrótszych w historii Kościoła. Papieża-Polaka beatyfikował Benedykt XVI 1 maja 2011 roku, natomiast kanonizacja odbyła się niedawno - 27 kwietnia 2014 roku. Tysiące Polaków wybrało się do Rzymu, by uczestniczyć w tej wielkiej chwili dla całego kraju i świata. Wśród nich były dwie radomianki, Sylwia i Magda.
- Wyjechałyśmy z Radomia 25 kwietnia wieczorem. Jechałyśmy całą dobę. W Rzymie byłyśmy następnego dnia wieczorem. Zaczęło się koczowanie na ulicy przed placem Św. Piotra. Stałyśmy całą noc. Nie przespałyśmy ani chwili. Nie było gdzie ani usiąść, ani tym bardziej położyć się. Innym się udało. Niektórzy śpiewali, modlili się. Organizatorzy ciągle zmieniali godzinę otwarcia bram placu. Czekałyśmy, jak wreszcie będziemy mogły zająć sobie miejsca na placu. Tymczasem dopiero po godz. 6 nad ranem weszłyśmy na plac. Oczywiście musiałyśmy przejść przez bramki wykrywające metalowe narzędzia. Stałyśmy po lewej stronie przy fontannie za kolumną księży. Wiele osób przespało się podczas mszy. Zmęczenie było silniejsze - opowiadają Sylwia i Magda.
Jak radomianki odebrały mszę kanonizacyjną? Jak Polacy zachowywali się podczas uroczystości? Czego brakowało, a czego było aż nadto?
- Spodziewałyśmy czegoś więcej. Podobno papież Franciszek zabronił pokazywania flag, transparentów podczas mszy. Chciał, by była spokojna. Czekaliśmy na słowa o Janie Pawle II, by móc skandować, krzyczeć, klaskać, ale było ich niewiele. Kazanie było krótkie. To wszystko było nieadekwatne do naszego zmęczenia. Przejazd papieża Franciszka papamobile tego nie rekompensowało. Jak była beatyfikacja Jana Pawła II, to papież Benedykt XVI próbował powiedzieć coś po polsku, pozwalał tłumowi reagować żywiołowo na słowa kazania. I to było dobre. Teraz było sucho, spokojnie. W Rzymie nawet nie powiedzieli, że polski prezydent z małżonką byli obecni na mszy. Tego wszystkiego brakowało. Dopiero po mszy flagi polski i transparenty wyrosły z tłumy jak grzyby po deszczu - relacjonują radomianki.
Czy było warto? - Tak. Dla nas największym poświęceniem było czekanie na mszę. Każdy z nas przeżył ten czas na swój sposób. Choć niektórzy mówili, że gdyby mieli to powtórzyć, to zastanawialiby się. Faktycznie, irytujące było to, że ludzie się pchali, obijali się jedni o drugich, obce łokcie nieraz lądowały na naszych plecach. To mogło przeszkadzać. Jednak kanonizacja Polaka, papieża Jana Pawła II już nigdy się nie powtórzy. Warto było to przeżyć - tłumaczą Sylwia i Magda.
Jedna z pasażerek radomskiego autokaru przeżyła coś wyjątkowego. Pojechała do Rzymu z dużymi problemami zdrowotnymi, z bólem kręgosłupa, a przyjechała do Radomia bez dolegliwości bólowych.
- W pielgrzymce towarzyszyła nam kobieta, która opowiadała o tym, jak bardzo bała się wyjazdu do Rzymu ze względu na okropny ból kręgosłupa. Ma poważne problemy z kręgosłupem. Jechała na kanonizację na silnych środkach przeciwbólowych. Mówiła nam, że ostatnie leki wzięła przed mszą kanonizacyjną, a potem jak ręką odjął. Nic ją nie bolało. Następnego dnia zwiedzaliśmy Rzym. Przeszliśmy chyba z 18 km, a ją nic nie bolało. Była zszokowana. Cieszyła się, że ból minął - opowiada Sylwia.
Dziękujemy radomiankom za użyczenie zdjęć z kanonizacji Jana Pawła II.
Chcesz szybciej dowiadywać się o nowych wydarzeniach i czytać najświeższe newsy? POLUB NAS NA FACEBOOKU. ZRÓB TO TERAZ >>