Poniedziałek 25 listopada
Erazma, Katarzyny, Beaty
RADOM aktualna pogoda

Radomianie na Marszu Niepodległości. Świętowanie w cieniu incydentów

Mariusz Basaj 2013-11-14 13:10:00

O tegorocznym Marszu Niepodległości rozmawiamy z Normanem Czarneckim, prezesem Młodzieży Wszechpolskiej w Radomiu i redaktorem naczelnym portalu narodowcy.net. Jego wypowiedzi dotyczące niedzielnych wydarzeń zestawiamy z relacjami, przedstawianymi przez media ogólnopolskie.

Mariusz Basaj: Incydenty, do jakich doszło w ramach Marszu, pokazywały przez ostatnie dni wszystkie media głównego nurtu, i nie tylko. Portale społecznościowe zalewane są przez kolejne wpisy i memy o tegorocznym pochodzie. Co Pan o tym wszystkim sądzi?

Norman Czarnecki: Przede wszystkim musimy zaznaczyć, że do incydentów doszło poza trasą marszu. Zarówno tęcza na Placu Zbawiciela, jak i squat znajdują się poza trasą. Musimy mieć świadomość, że w marszu brało udział około 100 tys. ludzi. My jako organizatorzy nie możemy odpowiadać, za to co dzieje się w innych miejscach w Warszawie, poza terenem zgromadzenia, naszym zadaniem było zagwarantowanie bezpieczeństwa uczestnikom marszu i myślę, że Straż Marszu wywiązała się z niego. Za porządek na terenie Warszawy, poza zgromadzeniem odpowiadała policja i straż miejska.

Jak liczna jest straż? Czy te osoby przechodzą specjalne przeszkolenia?

W tym roku było to około 700 osób. Te osoby pojawiły się w stolicy wcześniej, gdzie przeszły szkolenia w zakresie pierwszej pomocy, panowania nad tłumem, łączności oraz logistyki.

Jakie są ich główne zadania?

Najważniejszym zadaniem jest przeprowadzenie uczestników zgromadzenia z punktu A do punktu B. Jednak w bardzo wielu przypadkach są negocjatorami. Rozładowują negatywną atmosferę. Między uczestnikami Marszu, a policją dochodzi do spięć. Między innymi w takich chwilach interweniuje Straż. Trzeba przyznać, że są to skuteczne działania, które zniwelowały bójki z policją, w tym roku były one znacznie mniej liczne niż w zeszłych latach. Zdajemy sobie sprawę, że być może liczba członków SMN mogła być niewystarczająca, ale należy pamiętać, że te osoby są wolontariuszami i działają za własne pieniądze. Wciąż mamy nowe zgłoszenia w przyszłym roku SMN będzie działać jeszcze lepiej i bardziej profesjonalnie.

Jednak mimo wszystko doszło do incydentów.

Na tę sprawę trzeba spojrzeć z innej strony. Zacznijmy od squatu. Dwadzieścia minut przed startem Marszu otrzymaliśmy informacje o tym, że w squacie są zabarykadowani członkowie antify - organizacji, która za zadanie stawia sobie fizyczne wyeliminowanie narodowców. Prosiliśmy policję o zabezpieczenie dojścia do tego miejsca. Również straż starała się w tej kwestii pomóc. Niestety policja nie wywiązała się z tego zadania, chociaż była całkowicie świadoma zagrożenia. Squat znajdował się w pewnej odległości od trasy Marszu, ale otrzymaliśmy sygnały, że lewicowcy znajdujący się na dachu nielegalnie zajmowanego przez nich budynku rzucają kamieniami i butelkami z benzyną w stronę osób zmierzających na Marsz. Skądś te kamienie i butelki musiały się tam wziąć. Przecież normalnie nie leżą na dachach takich obiektów. Te osoby były tam, ponieważ dążyły do konfrontacji, a swoją akcję przygotowały już wcześniej.

Portal informacyjny www.tvn.24.pl Pokazuje nagranie, na którym widać, że uczestnicy marszu odłączają się od pochodu by ruszyć w stronę squatu.

Kilkuset uczestników "Marszu Niepodległości" podczas poniedziałkowego przemarszu przerwało kordon straży pochodu i pobiegli na ulicę Skorupki, gdzie mieści się m.in. "Skłot Przychodnia". Tam doszło do przepychanek. Uczestnicy marszu rzucali kamieniami, kostką brukową i butelkami w okna, skąd tym samym odpowiadali im ludzie znajdujący się wewnątrz i na dachu budynku. Na miejscu przed godz. 16 pojawiły się oddziały policji, kilka osób zostało poturbowanych, przyjechały karetki pogotowia - czytamy na stronie portalu.

Nagranie jest dostępne tutaj.

A sławna tęcza?

Ta również znajdowała się poza trasą Marszu, który nie przechodził przez Plac Zbawiciela. Pamiętajmy też, że nie została zniszczona po raz pierwszy. Spłonęła np. w zeszłego sylwestra czy kilka tygodni temu. Skoro istniało potencjalne zagrożenie, to można było wstrzymać się z jej naprawą te kilka dni. To kolejne koszty. Tęcza to symbol, który na swoje sztandary wzięli działacze homoseksualni, o tej symbolice mówili sami autorzy tęczy w wywiadach zagranicznych. Doskonale wiemy, że Polacy w różnych sondażach nie godzą się na związki homoseksualne w naszym kraju. Skoro jest taki problem z tą tęczą, a władze Warszawy koniecznie chcą ją zostawić, to może warto ją stworzyć w nowych barwach, np. biało-czerwonych? W Internecie widnieje wizja tęczy ukazującej przyjaźń polsko-węgierską, ta propozycja została przyjęta bardzo entuzjastycznie przez internautów. Może to jest rozwiązanie, skoro tęcza w obecnych barwach nie jest akceptowana przez Polaków?

O tęczy pisze portal Gazeta.pl:

Wojciech Karpieszuk: Zrobili to zamaskowani uczestnicy Marszu Niepodległości. A inni otwarcie im kibicowali. Tu nie było żadnej prowokacji. Każdy, kto był na marszu, to wie.

Źródło: tutaj.

Michał Gostkiewicz:

W imię narodowych barw dokonano zniszczenia symbolu tolerancji i zgody. Spalenie tęczy ma tym mocniejszą wymowę, gdyż zaledwie kilka dni temu ukończono jej naprawę po poprzednim podpaleniu.

Tym razem jednak przy gorejącym symbolu machano na dodatek innym symbolem - polską flagą. Niezwykła jest siła obrazu uchwyconego przez Marcina Wziontka - zestawienie dwóch symboli, z których jeden został zniszczony, choć oba nie są sobie wrogie, oraz radości z jego zniszczenia.
Źródło:
tutaj

Zdjęcie płonącej tęczy stało się w Internecie symbolem Marszu…

Niestety niewiele ma z Marszem wspólnego. Skoro tęcza wywołuje takie emocje i jest regularnie niszczona przez różne grupy to może lepiej po prostu ją usunąć. Nie tak dawno przed Kancelarią Premiera spalił się zdesperowany człowiek, chciał zamanifestować przeciwko polityce rządu, media prawie w ogóle nie poświęciły temu uwagi. Skoro w naszym kraju tęcza jest ważniejsza, dla niektórych mediów, od ludzkiego życia, to chyba coś jest nie tak.

Był jeszcze incydent związany z ambasadą.

Do niego doszło już po tym, kiedy Marsz Niepodległości został rozwiązany przez miasto, uważamy tą decyzję za skandaliczną, a wręcz niebezpieczną i będziemy się od niej odwoływać. Skoro miasto rozwiązało nasze zgromadzenieto nie możemy odpowiadać za to, co się stało, bezpieczeństwo wtedy powinna zapewnić policja, której tam nie było, a nie organizator skoro jego zgromadzenia już nie było. Zdaję sobie natomiast sprawę z jednego faktu - że w ludziach rodzi się gniew. W takie dni, jak 11 listopada słyszą, że są niezależni i niepodlegli, a przez cały rok widzą jak Polska traktowana jest przedmiotowo w stosunkach międzynarodowych, jaką politykę prowadzą rządzący. Spalenie budki nie jest żadnym rozwiązaniem, ale zadajmy sobie pytanie dlaczego to była akurat ambasada Rosji?

Hubert Orzechowski, Newseek.pl:

Słuchając opinii działaczy Ruchu Narodowego można by odnieść wrażenie, że pod placówką dyplomatyczną Rosji nic właściwie się nie stało. Ot, przeszedł Marsz Niepodległości, a budka strażnika przypadkowo stanęła w ogniu. Nawet nieźle to brzmi, bo przecież wiadomo, że przy masowej demostracji mogą się wydarzyć różne rzeczy. Tyle że nie jest to prawda.

Byłem wtedy na miejscu. To uczestnicy marszu najpierw przewrócili budkę, a potem ją podpalali. Ze słowami organizatorów manifestacji zgadza się jedynie fragment o podpaleniu racą, choć nie do końca. To rozsierdzeni manifestanci najpierw wybili, w powalonej już budce, szybę a następnie wrzucili tam środki pirotechniczne.
Źródło: tutaj

I jeszcze raz Wojciech Karpieszuk z portalu Gazeta.pl:

Obserwowałem Marsz Niepodległości od początku do końca. Byłem przy tęczy na pl. Zbawiciela, kiedy ta płonęła. Byłem przy ambasadzie Rosji, kiedy uczestnicy Marszu Niepodległości najpierw zaczęli rzucać na jej teren race, a później podpalili ogrodzenie i budkę strażnika.

(...)

- Prowokacja, prowokacja - takie tłumaczenie wydarzeń od początku przyjęli również organizatorzy Marszu Niepodległości. Zachrypnięty głos wykrzykiwał z przejeżdżającej obok rosyjskiej ambasady lawety, żeby się nie zatrzymywać, żeby iść dalej. Ale mało kto go słuchał. Ludzie - uczestnicy Marszu Niepodległości - woleli zrobić sobie fotkę: w ręku biało-czerwona, a w tle płonące ogrodzenie ambasady Rosji. Cóż za wielkie zwycięstwo!
Źródło: tutaj

Skoro to było po marszu, to teoretycznie tłum powinien się rozejść, prawda?

Pamiętajmy, że to było 100 tys. osób. Nie mieliśmy ani możliwości się cofnąć, bo tam drogę blokowała policja, ani rozejść się w boczne uliczki, których w tamtym miejscu nie ma. Szliśmy do przodu, bo to był jedyny możliwy kierunek. Na nagraniach widać jak m.in. Krzysztof Bosak prosi o spokój i broni budynku ambasady. Ponadto mieliśmy zarejestrowane drugie zgromadzenie w Parku Agrykola. Ci, którzy mieli fizycznie taką możliwość udali się na wiec. Przejście z jednego końca Marszu na drugi zajmowało godzinę. 100 tysięcy osób nie mogło nagle się rozpłynąć na zamkniętej przestrzeni, a sama informacja o rozwiązaniu Marszu nie mogła zostać przekazana wszystkim uczestnikom w krótkim czasie, ponieważ kolumna marszowa zajmowała kilka kilometrów.

Jak ocenia Pan całość Marszu Niepodległości?

Przede wszystkim jest mi bardzo przykro z powodu tego, jak ten dzień został przedstawiony w mediach. Byłem w środku Marszu i robiłem relację na żywo. Porównując to, co widziałem wokół siebie, a to co widziałem w mediach głównego nurtu, miałem wrażenie, że patrzę na dwa różne wydarzenia. Dostawałem sygnały przez radio o pojedynczych incydentach, ale to były tylko incydenty szybko rozwiązywane przez SMN. Główna część Marszu, to spokojne przejście dziesiątek tysięcy ludzi. Radosne świętowanie, tysiące biało-czerwonych flag. W ramach obchodów zorganizowano dwa wielkie wiece. Były przemówienia, byli liczni goście zza granicy, m.in. parlamentarzyści z Węgier. O tym nic nie mówiono. Widocznie postawiono na sensację, bo ta się lepiej sprzeda albo komuś ten marsz zwyczajnie nie pasuje.

Po wydarzeniach w stolicy mówi się o zaostrzeniu prawa o zgromadzeniach publicznych.

Do tych przepisów i tak podchodzi się w sposób coraz bardziej rygorystyczny. Ustawa Prezydenta z zeszłego roku jest już bardzo kontrowersyjna i restrykcyjna. Zapisy zaczynają bić w ludzką wolność i cofamy się do czasów PRL-u. Upodobniamy się do państw niedemokratycznych, gdzie manifestacje tłumione są przez służby. Chyba nie tędy droga.

Ile osób z Radomia pojechało na Marsz?

Kilkaset, nie liczyliśmy ich. Ja z racji obowiązków musiałem udać się do Warszawy już kilka dni wcześniej, jednak z informacji jakie mam wiem, że w naszej grupie wyjazdowej było ich około trzystu. Wyjazd organizowany przez nas został bardzo pozytywnie przyjęty. Wiele osób włączyło się w akcję rozwieszania plakatów. W sumie mieliśmy kilkaset plakatów, część rozkleiliśmy, ale bardzo dużo rozdaliśmy, cieszyły się zainteresowaniem. Duża liczba osób pojechała do stolicy na własną rękę.

Obyło się bez przeszkód?

Z naszych informacji wynika, że wszyscy wrócili cało i bezpiecznie. Wiemy o licznych zatrzymaniach autokarów i pociągów udających się i wracających z Marszu przez policję. Nie wiem czemu ma to służyć. Czy to było dmuchanie na zimne, czy próba jakiegoś zastraszania. W każdym razie żadnych pozytywnych skutków to nie przyniosło, a wiązało się z kolejnymi napięciami i kosztami ze strony państwa, praca policji opłacana jest z naszych podatków.  

Chcesz szybciej dowiadywać się o nowych wydarzeniach i czytać najświeższe newsy?  POLUB NAS NA FACEBOOKU. ZRÓB TO TERAZ >>

Komentarze naszych czytelników

Nikt jeszcze nie skomentował tego artykułu

Dodaj komentarz

Nie przegap

RADOM aktualna pogoda

Nasza strona wykorzystuje pliki cookies.

Strona używa cookies i podobnych technologii m.in. w celach: świadczenia usług oraz prowadzenia statystyk. Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień Twojej przeglądarki oznacza, że będą one umieszczane w Twoim urządzeniu końcowym. Pamiętaj, że zawsze możesz zmienić te ustawienia.

Akceptuję, nie pokazuj więcej
Polityka prywatności Ochrona danych osobowych