Dzisiejsze szmateksy to już nie to samo, co kiedyś. Coraz rzadziej spotykamy w nich ubogie staruszki z siatami, a coraz częsciej modne panie czy studentki - blogerki. Dzisiejsze second-handy są raczej podobne do butików, gdzie na wieszakach znajdziemy pogrupowane kolorami lub rozmiarem czyste i w dobrym stanie ubrania.
Z badań TNS OBOP wynika, że odzież używaną regularnie kupuje 42% Polaków, a kolejne 13 % robi to sporadycznie. Klienci ciucholandów to praktycznie wszystkie grupy społeczne - zarówno urzędnicy, nauczyciele, jak i modne, przedsiębiorcze kobiety czy też matki, szukające markowych, angielskich ubranek dla swoich pociech. Osoby te zwykle do lumpeksów przychodzą ze względu na cenę i nierzadko także bardzo dobrą jakość oferowanych ubrań.
- Dziś kupiłam mojej córci kilka prawie nowych rzeczy, dobrych angielskich marek. Za nowe musiałabym zapłacić kilkaset złotych, a tu mam je za niespełna 30 zł. To bardzo duża oszczędność - powiedziała pani Jolanta Czerska, mama kilkuletniej Gabrysi.
Właściciele ciucholandów nie narzekają
Z reguły najlepszy towar, jaki trafia do ciucholandów pochodzi ze Szkocji, Anglii i Norwegii. Najgorszy przeważnie z Niemiec. Cena kilograma towaru z Niemiec to koszt około 4 złotych, a ze Szkocji ponad 8,5 zł/kg. Natomiast cena towaru sprzedawanego na wagę w dniu dostawy to około 20 - 30 zł za kilogram. Tak więc właściciele sklepów z używaną odzieżą kryzysu nie odczuwają .
- Zainteresowanie klientów zależy od dnia i od pogody, ale raczej nie narzekamy. To fakt, inne lokale w centrum miasta często są likwidowane, a ciucholandy powstają kolejne i z reguły się utrzymują - przyznaje Kinga Kaczmarska pracująca jako ekspedientka w ''Starej Szafie''.
- Największym atutem ciucholandów jest to, że można znaleźć w nich orginalne i niepowtarzalne ciuchy - przyznaje Dominika Tomczyk, właścicielka Li Lo Lu przy ul. Żeromskiego. - Moje klientki doceniają fakt, że ubrania, które sprowadzam z Włoch są wyjątkowe, bo żadna z ich koleżanek nie będzie miała tego samego. Są to pojedyncze i niepowtarzalne rzeczy.
- W Radomiu są chyba tylko trzy sklepy z używaną odzieżą włoską. A te ubrania kojarzą się z dobrymi markami, pokazami mody i jakością. Moim zdaniem cena idzie w parze z jakością. Większość ubrań w moim sklepie wygląda tak, jak by była prawie nie używana. Poza tym, odzież ta, jest wykonana z dobrej jakości materiałów, takich jak - wełny, jedwabie, kaszmiry.
Jaka jest recepta na sukces?
- Od początku chciałam, żeby mój sklep się wyróżniał na tle innych ciucholandów, żeby był w pewnym sensie ekskluzywny. Dlatego teżpostawiłam na niebanalną nazwę, a z głośników płynie fajna muzyka, no i to, co najważniejsze - na wieszakach są czyste, uprasowane ubrania dodaje - Dominika Tomczyk, właścicielka Li Lo Lu na ul. Żeromskiego.
Jednak niewątpliwie mimo wielu zalet, przeciwnicy ciucholandów także mają swoje racje.
- Nigdy bym nie kupił niczego w ciucholandzie. Odrzuca mnie już sam zapach. Nie rozumiem, jak matki mogą tam kupować śpioszki niemowlakom. Przecież te rzeczy naszpikowane są chemią do odkażania ubrań - stwierdza pan Dariusz Kwiecień, ojciec ośmiomiesięcznego Huberta.
Niewątpliwie, zarówno zwolennicy jak i przeciwnicy second-handów mają swoje argumenty. Jednak dopóki ceny w lumpeksach będą znacznie niższe niż w tradycyjnych sklepach, będą one miały swoich stałych klientów. Zwykle tych, którym zbyt niskie dochody i konieczność liczenia każdego grosza nie pozwalają na ubieranie się w galeriach.
Chcesz szybciej dowiadywać się o nowych wydarzeniach i czytać najświeższe newsy? POLUB NAS NA FACEBOOKU. ZRÓB TO TERAZ >>