Dariusz Wójcik, przewodniczący rady miejskiej na swoim blogu pisze, że plakaty zostały przerobione w idiotyczny sposób i występek ten ocenił jako bardzo głupi i niesmaczny żart.
- Z drugiej strony ktoś musiał zadać sobie dużo trudu i wydać sporo pieniędzy, żeby najpierw wydrukować napisy o sporych przecież rozmiarach, a potem nakleić je na znajdujących się na znacznej wysokości billboardach. Nie mam wątpliwości, że zrobił to ktoś będący w opozycji do prezydenta. Cóż, skoro opozycja nie ma siły na merytoryczną dyskusję, próbuje w sposób chamski i prostacki zdyskredytować prezydenta Radomia. Niektórzy nazywają ten sposób żartobliwym, ale rzeczy trzeba nazywać po imieniu, dla mnie to sposób chamski, nie żartobliwy. Zresztą łatwo śmiać się i znajdować dystans do chamskiego żartu, kiedy nie dotyczy on osoby, która do zachowania dystansu nawołuje… - pisze w swoim dzienniku Dariusz Wójcik.
Przewodniczący rady nie wie, jaką decyzję podejmie prezydent Andrzej Kosztowniak, ale jego zdaniem powinien powiadomić organy ścigania o popełnionym przestępstwie.
- W przeciwnym razie kolejny atak będzie jeszcze bardziej brutalny – konstatuje. I przypomina, że przed dwoma lata sam stał się ofiarą brutalnego ataku, tyle, że wtedy „żartowniś” żądał jeszcze pieniędzy.
- Zgłosiłem wówczas sprawę na policję i osobnik został szybko schwytany, a później osądzony. Dziś jest człowiekiem z prawomocnym wyrokiem. Niech to będzie przestrogą dla tych, którzy myśli, że decydując się na chamski żart, pozostaną bezkarni – zwraca uwagę przewodniczący.
W zupełnie innym tonie o sprawie pisze Bohdan Karaś, wiceprzewodniczący rady miejskiej z SLD.
Radny uznał informację podaną najpierw przez „gazetę Wyborczą” jako „wiadomość dnia”.
- Dziennik skorzystał także z mojej wypowiedzi, w której doradzam prezydentowi, aby potraktował sprawę z humorem, choć prawo zostało złamane. Bo jeżeli zrobi doniesienie do prokuratury, to opinia publiczna ustawi się przeciwko niemu, tak jak ustawiła się w stosunku do tych, którzy chcieli karać wesołków wbiegających na Stadion Narodowy podczas ulewy, która uniemożliwiła rozegranie spotkania. Owszem, gdyby treść zawierała jakieś epitety, słowa wulgarne czy obraźliwe, to co innego. Tego nikt nie lubi. Tu jednak z niczym takim nie mamy do czynienia, a wręcz przeciwnie. Trzeba mieć w polityce trochę dystansu do siebie, zwłaszcza w takich sytuacjach – radzi prezydentowi samorządowiec lewicy.
O plakatowych metamorfozach informowaliśmy tutaj .