- Partnerki alkoholików zwykle są odbierane przez otoczenie jako osoby niezrównoważone i dziwne, w przeciwieństwie do ich pijanych facetów, którzy potrafią fajnie się bawić i szarmancko zachowywać. To są tak zwani czarujący alkoholicy. Taki też był mój mąż – tłumaczy Zofia.
Swojego męża poznała po tym, jak razem z dziećmi przeprowadziła się do małej miejscowości, gdzie dostała pracę. Samotnej matce w nowym środowisku nie było jednak łatwo. Dlatego też, kiedy poznała Wieśka, zdecydowała się wejść w nowy związek. Miała nadzieję, że stworzą zgraną rodzinę, bo jej wybranek wydawał się być porządnym człowiekiem.
Jednak z biegiem czasu zaczęła zauważać to, czego początkowo zdawała się wcale nie dostrzegać. Uświadomiła sobie, że jej mąż wywodzi się ze środowiska, w którym picie znacznych ilości alkoholu było na porządku dziennym. Przypomniała sobie, jak Wiesiek kiedyś przyznał się, że po raz pierwszy upił się w wieku niespełna 14 lat. Jednak wtedy nie zwróciła na to zbyt dużej uwagi, uznając to za młodzieńczy wybryk.
„Każdy powód był dobry by mnie poniżyć”
Z dnia na dzień ich relacje małżeńskie psuły się coraz bardziej. Piwo po pracy było dla męża Zosi czymś zupełnie normalnym. Początkowo nie wyglądało to groźne, ale z czasem nawet trzy piwa okazywały się mu nie wystarczać. Zdarzało się, że pił także wódkę. Jak był „wypity” preteksty do kłótni pojawiały się same. – Powody były różne – albo poważniejsze albo zupełnie błahe, bywało, że źle się spojrzałam i już awantura gotowa. Każdy pretekst był dobry by mnie zwyzywać, uderzyć lub zniknąć z domu na kilka dni – wspomina ze smutkiem kobieta.
- Z biegiem czasu awantury, przemoc psychiczna i fizyczna stały się w naszej rodzinie czymś „normalnym”, a ja nie umiałam sobie z tym poradzić. Nie miałam pojęcia, jak się wyrwać z tej „matni” – jak pomóc jemu i dzieciom, nie mówiąc już o sobie. Myślałam, że z czasem on przestanie, że trzeba to przeczekać, że ma gorsze dni. Próbowałam ukrywać przed wszystkimi nasze cierpienie. Wstydziłam się. Bałam się co ludzie powiedzą – mówi 57 latka.
Słabość i milczenie żony było dla Wieśka bardzo na rękę. Pozornie żyli jak normalna rodzina, ale Wiesiek, jak każdy alkoholik doskonale manipulował swoją żoną, obwiniał ją o wszystkie niepowodzenia i umiejętnie odcinał ją od otoczenia. W końcu Zosia poczuła, że wszystkie trudności życiowe dźwiga sama, co więcej, uwierzyła nawet w to, że są one przez nią spowodowane…
Po kilku latach kobieta miała tak dość swojego życia i cierpienia, że pojawiały się coraz częstsze myśli o samobójstwie.
Nieoczekiwany przełom
Któregoś dnia jednak nieoczekiwanie, podczas jednej z awantur, dorastający syn stanął w obronie matki. Zagroził ojczymowi, że jeśli jeszcze raz ją uderzy, wtedy on wezwie policję. Wtedy Wiesiek zrozumiał, że musi powstrzymać swoją agresję. Nie przestał jednak pić, a w domu był coraz rzadszym gościem.
- W pewnym momencie dojrzałam do tego, żeby postawić mu ultimatum: albo wódka albo my – wspomina Zofia.- Zagroziłam mężowi, że wyrzucę go z domu, jeśli nie podejmie leczenia, i chociaż nie przyszło mu to łatwo, w końcu zgodził się. Po jakimś czasie przyznał, że spotyka się z inną kobietą, która – w przeciwieństwie do mnie – jest w stanie zrozumieć jego problemy, bo sama przez takie przeszła. Ta wiadomość była dla mnie ostatecznym gwoździem do trumny naszego związku. Zrozumiałam, że muszę zacząć żyć dla siebie, bo jemu i tak do niczego nie jestem potrzebna – mówi Zofia.
Niedługo Wiesiek wyprowadził się do tamtej kobiety. Zofia jednak nadal była w psychicznym dołku. Dzięki siostrze, z która zaczęła odzyskiwać dawno zerwany kontakt, dowiedziała się, że jest współuzależniona. Zaczęła szukać dla siebie pomocy, zgłosiła się do grupy Al – Anon. Tam spotkała osoby, które przeszły przez to samo, co ona. Otrzymała wsparcie i dzięki temu zaczęła odzyskiwać równowagę. Nauczyła się stawiać granice, dbać o siebie i swoje potrzeby oraz dostrzegła, że w życiu ma jeszcze wiele do zrobienia. Po pewnym czasie sama została wolontariuszką i zaczęła pomagać innym współuzależnionym. Poza tym zmieniła pracę i rozpoczęła studia. To nadało nowy sens jej życiu.
– Dziś, po kilku latach od rozstania z Wieśkiem, już nie jestem ta samą osobą. Znowu potrafię cieszyć się życiem, mam czas dla siebie i dla dzieci. Studiuję i poznaję nowych ludzi. Nie mam w sobie lęku i poczucia winy. Z radością oczekuję wszystkiego, bo wiem, że najgorsze dni mam już za sobą – przyznaje z uśmiechem.
Fundacja na Rzecz Promowania Zdrowia, Sportu i Talentów Salus Et Facultas w ramach: Przeciwdziałania uzależnieniom i patologiom społecznym proponuje edukację publiczną z zakresu przeciwdziałania uzależnieniom w formie serii artykułów publikowanych na stronie Radom24.pl.
Projekt współfinansowany ze środków Gminy Miasta Radomia.