Komisja Ochrony i Kształtowania Środowiska wniosek o pieniądze na realizację programu czynnej ochrony gatunków zagrożonych i rzadkich na terenie miasta, zgodny z wytycznymi gminnego programu ochrony środowiska, przyjęła 6 grudnia. Komisja uznała, że pieniądze te mogą pochodzić z realizacji zadań dla organizacji pozarządowych. Wniosek następnie trafił do Komisji Budżetowej, która jednak go odrzuciła.
- Bardzo szkoda, bo byłby to dobry zaczątek do tego, aby zadbać o gatunki zagrożone w mieście. Mamy ich wiele na terenie miasta. Byłyby to pieniądze na inwentaryzację, stały monitoring terenów, na których te gatunki występują. A teraz nawet nie ma zaczepki. Wyrzucamy pieniądze na jakieś banery i informatory, co i tak potem staje się makulaturą, a nie dajemy pieniędzy na to, co ważne – powiedział po odrzuceniu wniosku radny Kazimierz Woźniak, przewodniczący Komisji Ochrony i Kształtowania Środowiska.
Jacek Slupek, ustępujący ze stanowiska prezesa Klubu Przyrodników Regionu Radomskiego jest bardzo zaskoczony tą decyzją. - Jestem w szoku. Nawet nie wiem co powiedzieć. To skandal! Zgodnie z artykułem o ochronie gatunków, również miasto jest za to odpowiedzialne, a jeśli nie przeznacza na to pieniędzy to bardzo źle robi. Wydawane są pieniądze na bzdurne ulotki i na bezsensowne lepowanie kasztanowców za grube pieniądze, a na ochronę gatunków nie ma. Od 6 lat walczymy o to, żeby nie lepować kasztanowców, bo nie przynosi to żadnego efektu i jest nawet szkodliwe, ale wszystko bezskutecznie – oburza się Słupek.
Jedynie w 2012 roku miasto wydało na lepowanie 23 tysiące i nie wyklucza, że z tej metody skorzysta również w przyszłym roku. - W 2010 roku miasto odrzuciło nasze dwa wnioski, które dotyczyły ochrony dzierlatki w Radomiu. Gdy składaliśmy taką propozycję, wówczas na terenie Radomia żyło 12 par dzierlatki. Obecnie jest ich 3 lub 4. Jest to gatunek, który poza Radomiem nie występuje już na Mazowszu w ogóle. W Warszawie wyginął on w 2005 roku. W Radomiu mamy dokładną dokumentację poświęconą temu gatunkowi. Poświęcamy na to wszystko swój czas, fundusze. Zlecamy zrobienie takiej dokumentacji specjalistom, których mamy w naszych szeregach, a potem miasto te same badania zleca firmie z zewnątrz. Tak jakby nie wierzyli w to, co my im przedstawiamy. Całkiem za darmo dostarczamy miastu informacje o gatunkach chronionych i terenach, na których występują, dajemy także za darmo dokumentację, która wcale tania nie jest. I na co to wszystko? My to wszystko robimy w wolnym czasie, bez skutku. Przecież 10 tysięcy na ten cel to nie są jakieś duże pieniądze – irytuje się Jacek Słupek.