- Fizyczna robota, ale nieźle płatna - mówi Ryszard o swoim drugim etacie i dodaje: - Tyle tylko, że cały dzień nie było mnie w domu. Do pierwszej firmy chodziłem na 6 rano. Wychodziłem o 14 a już na 15 musiałem być w drugiej, gdzie pracuje się do 23. I tak dzień w dzień, często także w soboty by zarobić na nadgodzinach.
Ryszard nie ma nawet czasu by między jedną pracą a drugą wpaść do domu. Firmy są w dwóch końcach miasta, musi jechać autobusami z przesiadką. - Dzieci nie widziałem po kilka dni - gdy wracałem z pracy w nocy już spały, gdy rano wychodził jeszcze spały - tłumaczy.
Jak twierdzi z czasem ta monotonności i przepracowanie zaczęło mu doskwierać. - Po drodze do drugiej firmy w autobusie jadłem kanapki, kiedyś kupiłem sobie piwo i wypiłem przed drugą zmianą. Z czasem stało się to codziennym rytuałem. Z resztą w drugiej firmie trafiłem na "trunkowe" towarzystwo - mówi jakby się trochę usprawiedliwiając.
W nowej firmie pracował tylko na drugiej zmianie, wtedy kontrola kierownictwa jest mniejsza. - Niemal codziennie była jakaś okazja do picia, a jak nie, to się ją wymyślało. Codziennie ktoś stawiał, lub robiło się zrzutkę - opowiada.
Na początku Ryszard nie zauważył nic niepokojącego. Z czasem już także w drodze do pierwszej pracy musiał wypić piwo. Później zaczął nosić piersiówkę, a w drodze do drugiej firmy przestały wystarczać dwa piwa. Na miejscu zawsze czekała jakaś okazja do dalszego picia. Rotacja załogi była bardzo duża, ktoś wylatywał za pijaństwo, przychodził nowy i musiał się wkupić.
To trwało ponad rok. Jak twierdzi z tego okresu pamięta jedynie, że tylko pracował i pił. Gdy w weekendy był z rodziną szukał okazji do wypicia. Żona w końcu się zorientowała. Kazała wybierać - picie albo rodzina.
- Poszedłem na spotkanie AA. Przyznanie się do nałogu nie przyszło mi jakoś szczególnie trudno, bo w AA spotkałem kolegę. To pomogło mi się otworzyć - twierdzi.
Opowiedzenie o swoim nałogu przyjaciołom i znajomym jest jednym z elementów terapii. - Z tym nie miałem problemu gorzej było z brakiem alkoholu. Nie było łatwo, cierpiałem. Żeby nie pić nie wychodziłem - poza pracą - z domu. Jak było szczególnie źle zamykałem się łazience i zaciskałem zęby na zwiniętym ręczniku. Ale najważniejsze, że żona zawsze była przy mnie. W dużej mierze dzięki niej nie piję już półtora roku. Cały dom jest wciąż na jej głowie - przyznaje Ryszard.
Choć spłacił już dług nadal pracuje w obu firmach - w drugiej już tylko na pół etatu, w weekendy nie bierze już nadgodzin. Dzięki temu ma więcej czasu dla rodziny. Kupił stary samochód. Teraz odkłada na lepszy i wakacje z rodziną.
Koledzy już przywykli, że nie pije. - Na początku się dziwili, namawiali "na jednego", teraz już odpuścili - mówi. Kierownik raz w tygodniu pozwala mu przyjść później, by mógł chodzić na spotkania AA.