List publikujemy w całości, imię i nazwisko Autora wyłącznie do naszej wiadomości:
Osobiście uczetsniczyłem w wigilii na deptaku.Tych butelek z "Trzema cytrynami" czy innymi napojami w sumie tak dużo nie było. Po to zostały wystawione napoje, żeby ludzie je wypili. Widząc stół nakryty początkowo jedynie opłatkiem i zachowanie większości przybyłych, zastanawiałem się, czy ludzie rzeczywiście przychodzą na miejską wigilię w celu przełamania sie opłatkiem. Nie widać było większego odzewu nawet wtedy, gdy spikerka zachęcała do składania sobie życzeń. Przed samą estradą, owszem, tak, gdyż tu można było załapać się na uścisk VIPA, albo sfotografować VIP-ów w pozycji obejmujących się misiów. Fakt, że butelki opróżniano gdzieś w młodzieżowych kręgach towarzyskich lub w domach rodzinnych. Jest to w pewnym sensie sprawa ich „przedsiębiorczości”, czemu sprzyjała wieczorna pora i atmosfera charakterystyczna dla tłumu. Tego nie przewidzieli organizatorzy. Mogli przecież zapewnić obecność przy stołach funkcjonariuszy straży miejskiej. A poza tym, idea nakarmienia głodnych towarzyszyła też decyzji zastąpienia stołów zapełnionych jadłem - kuchniami polowymi. Przed kuchniami tworzyły się długie kolejki po bigos, barszczyk i coś jeszcze. Stali w nich zazwyczaj ludzie biedniejsi lub pragnący skosztować jadła kojarzonego z wojskiem. Nie rozdzierajmy więc tak bardzo szat. Radom jest miastem biedy, miastem bezrobotnych. To sprzyja także różnej patologii.