Sprawa przeciwko Mateuszowi R. i Kamilowi S. toczy się od 16 maja br. Mężczyźni są oskarżeni o czynną napaść na funkcjonariuszy policji w momencie ich interwencji. W niedzielę 19 stycznia br. po godz. 5 policjanci zostali wezwani przez właściciela lokalu przy ulicy Limanowskiego. Zgłoszenie dotyczyło awanturującego się mężczyzny. Po przybyciu na miejsce wskazano agresywnego uczestnika imprezy. Wtedy jego kolega zaczął być bardzo agresywny wobec interweniujących policjantów używając przy tym wulgarnych wyzwisk. Podczas wyprowadzania tego mężczyzny z lokalu, do policjantów podbiegł inny mężczyzna, który nie chciał dopuścić do zatrzymania swojego znajomego. Wtedy doszło do szarpaniny. Napastnicy zaczęli bić funkcjonariuszy. Odpierając ataki napastników, policjanci wezwali pomoc. Na miejsce natychmiast przyjechał dodatkowy patrol i policjanci zatrzymali 19-latka. Pijany mężczyzna trafił do policyjnego aresztu. Drugi sprawca oddalił się z miejsca zdarzenia, ale kryminalni ustalili jego tożsamość i zlokalizowali miejsce pobytu, a w poniedziałek zatrzymali 21-latka.
Jeden z policjantów biorących udział w styczniowej interwencji, zeznał na pierwszej rozprawie, że jeden z oskarżonych podbiegł do policjanta i kopnął go w twarz, a oskarżony Kamil S. zbliżył się do niego i zadał mu kilka ciosów w twarz.
Mężczyźni przyznali się do winy na pierwszej rozprawie, przeprosili policjantów. Sąd uchylił im areszt.
Sprawa jest w toku. Obrońca oskarżonego Mateusza R. chce ustalić, czy interwencja policji na studniówce była zasadna.
Podczas czwartkowej rozprawy przesłuchano m.in. trzech świadków zdarzenia: dwie kobiety z grona rodziców maturzystów oraz kolegę syna właścicielki lokalu przy ul. Limanowskiego.
- Nie byłam bezpośrednim świadkiem zdarzenia. Zauważyłam, że ktoś się szamoce i podeszłam bliżej. Rodzice pomogli rozdzielić bijących się chłopców. Jeden z nich to Kamil S., a drugi to osoba towarzysząca. Nie znam go. Zaprowadziliśmy ich do pokoju przed szatnią. Mieli opuścić studniówkę, ale tylko ten drugi mężczyzna pojechał, a Kamil S. został. Nie mieliśmy numeru telefonu do rodziców Kamila S. Właścicielka lokalu obawiała się kolejnych incydentów, dlatego wezwała policję. Obok Kamila S. usiadł Mateusz R. Przyjechała policja. Usłyszałam jakieś wulgaryzmy. Policjant wyprowadził Kamila S. Nie stawiał oporu. Drugiego mężczyznę wyprowadził drugi funkcjonariusz. Nie wiem, dlaczego to zrobił. Później dowiedziałam się, że któryś z mężczyzn uciekł, a drugi został. Wiem, że była szarpanina między policjantami a osobami, które zostały przez nich wyprowadzone - zeznała kobieta, świadek zdarzenia.
Drugi świadek, matka jednego z maturzystów zeznała, że Kamil S. w momencie oczekiwania na patrol policji, był spokojny, nie awanturował się. Nie pamięta, czy oskarżony Mateusz R. siedział obok niego i nie wie też jak wyszedł z lokalu.
- Kiedy policja wyprowadziła Kamila S. jedna z matek spojrzała przez okno i powiedziała "O Boże, ale pałują Kamila". Z relacji właścicielki, która była na zewnątrz wiem, że tego ranka było bardzo ślisko i policjant z Kamilem S. przewrócili się. Jeden z nich zaczął uciekać. Wiem też, że po bójce policjant miał złamaną rękę - mówiła druga kobieta, świadek zdarzenia.
Trzecim świadkiem, który był przesłuchiwany podczas czwartkowej rozprawy, był kolega syna właścicielki, który, jak zeznał, przyjechał do Dworku Saskiego w celu spotkania towarzyskiego. Zeznania tego świadka wprowadziły sporo zamieszania, ponieważ to, co dzisiaj powiedział przed sądem nie w pełni pokrywało się z tym, co zeznał tuż po zdarzeniu. Świadek początkowo zeznał, że nie był w lokalu, że widział bójkę mężczyzn z policjantami, że słyszał krzyki, a dziś powiedział, że był w lokalu, że nie przyglądał się bójce, że nic nie słyszał.
- Nie chciałem robić problemu właścicielce lokalu, bo nie jestem jej pracownikiem, tylko osobą z zewnątrz, a znalazłem się tam w nieodpowiednim momencie. Zeznałem tak świadomie - tłumaczył świadek.
Mężczyzna mówił również, że policjanci używali pałek i gazu łazawiącego, bili oskarżonych pałkami po nogach. - Były zadawane ciosy, ale było ciemno i nie wiem, kto je zadawał. W trakcie zajścia i policjanci i chłopaki upadali. Było ślisko - tłumaczył przesłuchiwany.
- Na tym etapie postępowania chcemy przede wszystkim wyjaśnić kwestię zasadności interwencji funkcjonariuszy policji w stosunku do Mateusza R. Mamy pewne wątpliwości, które miejmy nadzieję, zostaną rozstrzygnięte w szczególności po przesłuchaniu świadków i po obejrzeniu nagrania monitoringu. Ono daje pełny obraz zasadności interwencji policji. Obraz z monitoringu by był dowodem w sprawie, musi zostać ujawniony i zaprezentowany na rozprawie. Będę o to wnioskował - mówił Radosław Gniadek, obrońca Mateusza R.
Będziemy wracać do tej sprawy.
Chcesz szybciej dowiadywać się o nowych wydarzeniach i czytać najświeższe newsy? POLUB NAS NA FACEBOOKU. ZRÓB TO TERAZ >>