Prezes Spółdzielni Mieszkaniowej Nasz Dom, Jacek Woźniak, bardzo dobrze ocenia ostatnie lata spółdzielni. Za najważniejszą i najtrafniejszą inwestycję, która ma duże znaczenie dla mieszkańców, uważa termomodernizację budynków oraz dbanie o bezpieczeństwo i powstanie nowych placów zabaw.
- Pracuję w spółdzielni prawie od 15 lat. Z każdym rokiem jest coraz lepiej, bardziej kolorowo, coraz cieplej w mieszkaniach, bezpieczniej. Wiele przedsięwzięć już zrealizowaliśmy. Sporo jeszcze przed nami. Ale następne pięć lat będzie dynamicznym rozwojem spółdzielni i na 60 lat będzie już mało do zrobienia. Termomodernizacja jest bardzo ważną inwestycją w naszej spółdzielni. Jako pierwsi pomalowaliśmy budynek w 2000 roku. Wzory i kolory na blokach zaprojektowali fachowcy. Zrobiliśmy badania socjologiczne i okazuje się, że mieszkańcy bardzo dobrze oceniają pracę spółdzielni - mówi Jacek Woźniak, prezes Naszego Domu.
Uroczystość jubileuszowa odbyła się w czwartkowy wieczór w sali koncertej Radomskiej Orkiestry Kameralnej. Spółdzielnia Nasz Dom powstała w 1958 roku. W latach 70. zaczęły powstawać bloki z wielkiej płyty. To był najbardziej pożądany produkt na rynku. Każdy chciał mieć swoje M. W spółdzielni Nasz Dom bloki budował m.in. Marek Kraszewski. Jak wspomina tamte czasy i funkcjonowanie spółdzielni na przestrzeni lat?
- Mój pierwszy kontakt ze spółdzielnią był w 1982 roku. Przyszedłem tutaj do pracy jako młody inżynier po studiach na Politechnice Warszawskiej. Budowałem mieszkania w tej spółdzielni. Stawiałem wieżowiec przy ul. Struga 78, bloki u zbiegu ul. Katowickiej i Zbrowskiego czy kompleks budynków przy ul. Czachowskiego 34. Wówczas wdrażano wielką płytę. W tych czasach powstawały również inne spółdzielnie: Południe, Ustronie czy Budowlani - wspominał Marek Kraszewski, prezes Reginalnego Związku Rewizyjnego Spółdzielni Mieszkaniowych.
Jak opowiadał ze sceny lata 90. przyniosły ogromne zmiany w spółdzielczości, które spowodowane były likwidacją dotacji do ciepła, upadkiem przedsiębiorstw, zagrożeniem płynności finansowej. - Każda spółdzielnia to przechodziła, ale na przełomie wieków pojawiło się światełko w tunelu. Nasz Dom jako jedna z pierwszych rozpoczęła proces termomodernizacji. Ona broniła przed radyklanym wzrostem opłat za ogrzewanie. Po latach przyniosło to efekty. Nasz Dom nie ma problemów z bieżącym regulowaniem swoich zobowiązań. Obiekty są coraz ładniejsze - opowiadał Marek Kraszewski.
Na ręce prezesa Jacka Woźniaka spłynęły słowa uznania, gratulacje i życzenia pomyślności na dalsze lata pracy spółdzielni Nasz Dom od wiceprezydenta Ryszarda Fałka, Kazimierza Woźniaka - prezesa spółdzielni "Łucznik", firmy ubezpieczeniowej Unica, Radpecu, Ista Polska, Zarządu Spółdzielni Mieszkaniowej z Przysuchy, Spółdzielni Mieszkaniowej z Warki, Spółdzielni Mieszkaniowej z Lipska, Spółdzielni Mieszkaniowej ze Zwolenia oraz Spółdzielni Mieszkaniowej Śródmieście.
- 55 lat to dobry wiek dla człowieka: mamy odchowane dzieci i jeszcze nie idziemy na emeryturę - mówi Tomasz Paprocki, przewodniczący rady nadzorczej Naszego Domu.
- Chcemy w przyszłości poprawić bezpieczeństwo, m.in. widny, gaz. Chcemy również zbudować nowe chodniki, ładne place zabaw. Teraz realizujemy ścieżkę rowerową przy ul. Olsztyńskiej. Będą nowe urządzenia na placach zabaw. Mamy bardzo ładny plac przy ul. Olsztyńskiej 29. Mamy monotoring w 10 wieżowcach. Zamontujemy też zapory na parkingach, by nikt nieupoważniony nie parkował przed blokami należącymi do spółdzielni - zapowiada prezes Jacek Woźniak.
Wieczór uświetnił koncert znanego tenora Marka Torzewskiego i radomskiego pianisty, kompozytora Roberta Grudnia.
- Byłem kiedyś mieszkańcem spółdzielni Nasz Dom - mówi Robert Grudzień - Mieszkałem w bloku przy ul. Staszica 6/8. Miałem w domu pianino i organy. Kiedy grałem Bacha czy Mozarta, to sąsiedzi stukali mi w ściany. Musiałem poszukać innego repertuaru - wspomina Grudzień. - Tak, tak słyszałem, ze kiedyś mieszkałeś w tej spółdzielni, ale cię wyrzucili, bo za głośno grałeś - żartował Marek Torzewski. Artysta wprowadził w swój występ dużo humoru, zwłaszcza gdy na scenę zaprosił panów, którzy musieli się wcielić w rolę trzech tenorów: Plácido Domingo, José Carrerasa oraz Luciano Pavarottiego. Oj, było śmiechu!
W utworze „Tornero” wraz Torzewskim wystąpiła jego żona Barbara Torzewska, aktorka i obecnie menedżerka męża. Tenor nie zaśpiewał swego przeboju „Do boju Polsko”, uznawany za hymn piłkarskiej reprezentacji Polski. - Ja tak to śpiewam, śpiewam a oni nie wygrywają. Zaśpiewam jak znów zaczną wygrywać - tłumaczył, puszczając oko do publiczności.