To nie będzie jeszcze bitwa o wszystko, ale końcowy wynik trzeciego starcia Rosy ma niebagatelne znaczenie dla losów dalszej rywalizacji obu zespołów. Wszak to ćwierćfinał playoffs grany do trzech zwycięstw, więc przy aktualnym remisie 1-1, wygrany z trzeciego pojedynku zyska ogromną przewagę psychologiczną.
Po dwóch meczach w Zielonej Górze wojna przeniosła się do Radomia. To także ma niebagatelne znaczenie, bo jeśli kibice stworzą w hali MOSiR, słynny, radomski kocioł, będzie on atutem nie do przecenienia w tej jakże wymagającej rywalizacji. A przecież w obu pierwszych pojedynkach, o wygranych jednych i drugich decydowały detale. Podobnie będzie zapewne i tym razem.
Na początek raport zdrowotny z obu ekip. Jak wiadomo, kontuzje w sobotnim starciu, w Zielonej Górze odnieśli playmakerzy: James Florence ze Stelmetu i Ryan Harrow z Rosy. Co do Amerykanina z Winnego Grodu pewności nie mamy, ale sygnały z obozu mistrza są takie, że raczej zagra on w Radomiu. Co do naszego „Magica” mamy natomiast pewność. - Uraz małego palca lewej ręki Ryana jest dość nieprzyjemny, ale nie ma przeszkód, żeby nasz zawodnik wystąpił we wtorkowym meczu. - Powiem wprost: zagra! - przekonuje fizjoterapeuta Rosy Marcin Babut.
O sportowych aspektach trudno pisać cokolwiek, bo oba zespoły znają się jak przysłowiowe „łyse konie”. - Mówiłem już przed drugim meczem, że o jego wyniku może decydować szczęście i tak się stało. Tym razem uśmiechnęło się ono do nas, choć rzecz jasna wielkie gratulacje dla naszych zawodników, że w ogromnym stopniu temu losowi pomogli - uśmiecha się trener Radomskich Smoków Wojciech Kamiński.
Tym razem liczymy także na duże wsparcie kibiców, może okazać się ono nie do przecenienia. Gracze ROSY „poczuli krew” i są gotowi na kolejną bitwę!
Rosa Radom - Stelmet Enea BC Zielona Góra, wtorek 1 maja, godz. 17.45, hala MOSiR w Radomiu.