Kiedy w pierwszej kwarcie, Anwil dość szybko osiągnął ponad 10 punktów przewagi, wydawać by się mogło, że uczestnik Ligi Mistrzów i najlepszy zespół w Polsce, dość gładko zgarnie kolejna wygraną. ROSA jednak nie pękła, nie po raz pierwszy w tym sezonie pokazała charakter, a wojownicy z Radomia udowodnili, że bez względu na okoliczności, nie pękną przed nikim.
Przede wszystkim dobrze zaczęła funkcjonować defensywa. Mistrzowie Polski, przez blisko 6 minut drugiej odsłony widowiska, nie zdobyli punktu. Smoki tymczasem, powoli i konsekwentnie odrabiały straty, aż wreszcie wyszły nawet na prowadzenie. ROSA była prawdziwym teamem, w którym każdy trybik wykonuje swoje zadanie, powodując, że cała, koszykarska maszyna dobrze działa. Odkryciem Ameryki nie będzie stwierdzenie, że kiedy radomianie są w komplecie, gra wygląda zupełnie inaczej.
Nie są przesadą, pojawiające się stwierdzenia, czy też komentarze kibiców, że ROSA rozegrała najlepszy mecz w sezonie. Przez bardzo długi czas nie odstawała od zbudowanego za miliony przeciwnika, a nie tylko momentami, byla od niego lepsza. – Z tego jesteśmy oczywiście zadowoleni, możemy z większym optymizmem spojrzeć w przyszłość, ale pewien niedosyt też pozostaje – uważa Robert Witka.
ROSA Radom - Anwil Włocławek 68:81 (18:27, 18:8, 21:24, 11:22)
ROSA: Neal 20, Trotter 12, Lindbom 10, Mielczarek 9, Mosquera-Perea 7, Piechowicz 6, Zegzuła 4, Wall, Szymański, Szczypiński.
Anwil: Simon 23, Zyskowski 10, Sobin 8, Michalak 8, Likhodey 8, Broussard 7, Marković 5, Kostrzewski 5, Parzeński 4, Łączyński 3.