Kibice piłkarscy w Polsce często wykrzykują z trybun zaśpiew: „Kto wygra mecz?” i zaraz odpowiadają nazwą swojej drużyny. Tymczasem w przypadku czwartkowego meczu Brazylia – Chorwacja odpowiedź brzmi inaczej: mecz wygrał sędzia!
Rozbawił mnie komentarz Jacka Laskowskiego w TVP, że trzeci gol dla Canarinhos potwierdził jednak, że zwycięstwo się Brazylii należało. Nic z tych rzeczy! Bramka ta była konsekwencją zmasowanego ataku Chorwatów na bramkę gospodarzy i wielką chęcią wyrównania. Po prostu musieli się odkryć i tyle. Brazylia nie była w tym meczu lepsza, remis byłby bardzo sprawiedliwym rozwiązaniem. No cóż, cały zestaw kamer będzie na Mundialu badał czy piłka przekroczyła linię bramkowa (ileż będzie takich sytuacji – jedna, dwie, trzy?), a tymczasem japoński "samuraj" (ci prawedziwi to chociaż kodeks honorowy mieli), który prowadził mecze ligi polskiej Yuichi Nishimura pokazał, że i tak o końcowym wyniku w Mundialu mogą zadecydować panowie z gwizdkami. Teraz z obawą będziemy oczekiwać, co będą wyprawiać w dalszej części turnieju. Jedyny plus, że obydwie drużyny stworzyły naprawdę dobre widowisko, ale praca arbitra odebrała mi radość czerpaną do momentu podyktowania przez arbitra karnego z uczestnictwa w tej piłkarskiej uczcie.
*****
Jak zwykle telewizja publiczna zafundowała kibicom niespodziankę. Oto bowiem miliony Polaków - jako jedyna nacja na świecie - nie mogły zobaczyć ceremonii otwarcia. Ktoś powie – złośliwość rzeczy martwych, problemy techniczne, a ja retorycznie w odpowiedzi zapytam: czemu ciągle coś się dzieje akurat u nas? Coś mi się jednak wydaje, że dziś prawdziwych fachowców już nie ma, i to może być problem TVP… Jej sprawozdawca na otarcie leZ poinformował nas, że tak było w całej Europie, ale okazało się, że ta „cała Europa” to akurat tylko Rzeczpospolita Polska…