Obserwatorzy poniedziałkowych spotkań na Mundialu zwracali uwagę no godne pożegnanie się z turniejem mistrzów świata i Europy Hiszpanów. Słusznie zauważaył jednak komentator studia TVP Jacek Gmoch, że nie podziela tego zdania, gdyż był to mecz bez żadnej presji, a tylko wtedy poznaje się charakter drużyny. Ponadto bardzo ładnie grający dotychczas Australijczycy sprawiali wrażenie kompletnie rozbitych już w chwili wyjścia na boisko. Te trzy gole więc to był w takiej sytuacji mistrzowski obowiązek. Zwłaszcza, że Australia nie oddała w tym pojedynku ani jednego celnego strzału!
Znowu z dobrej strony pokazali się Holendrzy. Widać w ich grze rękę trenera Louisa van Gaala. Chile to także mocny zespół, ale musiało uznać wyższość „pomarańczowych”. Co ciekawe w meczu tym Holandia miała zaledwie 188 celnych podań, przy 444 rywali, posiadanie piłki 36:64%, ale już w celnych strzałach było 8:1 dla Holandii. Jak widać nie zawiódł system obronny przygotowany przez van Gaala.
Trzy planowane punkty w pojedynku z Kamerunem zdobyła Brazylia. Bez wielkich fajerwerków, ale pamiętajmy, że to jest to jest turniej. Neymar rzeczywiście staje się coraz jaśniej świecącą gwiazdą, ale pewnie nie powiedział jeszcze ostatniego słowa. Kamerun starał się, momentami stwarzał nawet zagrożenie pod bramką „canarinhos”, jednak nie potrafił zdobyć kolejnych bramek.
Tylko zwycięstwo dawało natomiast awans Chorwatom. Moim zdaniem popełnili błąd – zamiast ruszyć na pili karzy Meksyku, zagrali na zero z tyłu licząc, ze w międzyczasie coś wpadnie. Nie wpadało, za to mający stalowe płuca Meksykanie zabiegali rywali, którzy pod koniec meczu chyba nie zdawali sobie sprawy, jaki jest wynik. Bramkę zdobyli wówczas, gdy rywale rozluźnili si1)ę kompletnie. Awans Meksyku jak najbardziej zasłużony!