Mundial, Mundial i po Mundialu. Turniej wielu wspaniałych, niezapomnianych spotkań, radosnych doznań, ale i dramatów, w fantastycznym brazylijskim piłkarskim klimacie. A prawdziwą wisienką na torcie był mecz finałowy Niemcy – Argentyna. Faworytami byli w miarę równo, ale i dość efektownie grający Niemcy, tymczasem stosująca dotychczas bardzo asekuracyjny system Argentyna tym razem stanęła na wysokości zadania i szybkimi, ciekawymi kontrami wzbogaciła to bardzo emocjonujące widowisko.
Ciekawe są też statystyki tego meczu. Niemcy przebiegli blisko 10 km więcej niż rywale, wykonali też 681 celnych podań, przy 395 rywali, przy 10 oddanych przez obydwa zespoły strzałach mieli 7 celnych przy dwóch rywali. To jednak Argentyńczycy mieli znacznie lepsze sytuacje bramkowe i gdyby w pierwszej połowie iguain wykorzystał prezent w postaci podania Kroosa, kto wie, kto dziś świętowałby mistrzostwo.
W trudnych chwilach tego meczu nawet przy wyniku remisowym piłkarze z Ameryki Południowej bardzo liczyli na swego lidera Messiego. Ten miał te swoje „szarpnięcia”, jednak żelazna dyscyplina taktyczna Niemców i zmienne krycie spowodowały, że nie znalazł zagrania otwierającego swojemu zespołowi drogi do bramki.
Niemcy pokazali, ze mają ZESPÓŁ. W większości przypadków nie decydowali się na indywidualne zagrania pod publiczkę, wybierali rozwiązania najlepsze dla drużyny. I to, obok żelaznej taktyki to była ich największa siła. A już gol Goetzego był taką kropką nad „i”, pokazującą, że i na fajerwerki techniczne naszych sąsiadów także stać.
*****
We wcześniejszym spotkaniu o 3 miejsce Holendrzy upokorzyli gospodarzy. I to właśnie nie wygrana Niemców, ale klęska „Canarinhos” jest największą sensacją tego bardzo udanego turnieju.